Piekarnia Carla została założona ponad sto lat temu. Słynie na cały świat z ambitnych projektów tortów i ciast. Dla rodziny Valastro ruchome, kilkumetrowe, świecące i wybuchowe torty to żadne wyzwanie.
Dziś Buddy jest też szefem piekarni, w której zatrudnia rodzinę i kuzynów. W prowadzeniu biznesu pomagają mu cztery siostry, trzech szwagrów oraz przyjaciele. O rodzinie Valastro zrobiło się głośno w 2009 roku, gdy telewizja TLC rozpoczęła program "Cake Boss” (w Polsce "Słodki Biznes”), w którym widzowie podglądają ich pracę. A jest na co patrzeć, bo cukiernicy podejmują się najbardziej szalonych projektów: ruchome wesołe miasteczko, realnej wielkości postacie z ciasta czy kilkumetrowy transofmers.
• Najdziwniejsze zamówienie?
Buddy Valastro: Zdecydowanie najdziwniejszy był tort w kształcie deski klozetowej. Klient chciał, aby faktycznie dało się w nim spuścić wodę! To było dość dziwne, ale udało się. Innym razem, grupa skoczków spadochronowych zażyczyła sobie tort w kształcie bomby, który mogliby zjeść… w trakcie swobodnego lotu po wyskoczeniu z samolotu. Nie wiem, skąd przychodzą ludziom do głowy takie rzeczy. Dużym wyzwaniem dla mnie był tort dla miłośników zombie. Z ziemi wystawali nieumarli, a dookoła nich leżała krew, wnętrzności zrobione ze słodyczy itp. Trudno mi robić tego typu zlecenia, bo jestem perfekcjonistą i chciałbym, aby moje dzieła były piękne. Głos wewnątrz mnie kusił, ale jednak nie zdecydowałem się oblać tortu prawdziwą krwią. Użyłem barwnika spożywczego i też wyszło świetnie.
• Jaka aktualnie panuje moda w tym biznesie?
– Wszyscy klienci chcą, aby dany tort nie wyglądał już jak ciasto. Im jest bardziej abstrakcyjny i zakręcony, tym lepiej. Oczywiście, skala trudności rośnie wraz z pomysłowością klientów. A jest ona coraz większa i każdy kolejny projekt jest najtrudniejszy w moim życiu. Ogólnie nie ma ograniczeń. Jeżeli jesteś w stanie coś wymyślić, my to zbudujemy. Od realnej wielkości samochodów do ludzi w skali 1:1 i to wszystko z ciasta. Często proszę zamawiających, aby zamknęli oczy i wymyślili ich wymarzony tort. Moja praca polega na tym, aby to marzenie się spełniło.
• Praca z rodziną to recepta na sukces?
– Muszę przyznać, że mam wielkie szczęście, że mogę pracować tak blisko swojej rodziny. Oczywiście, są wzloty i upadki, zwłaszcza gdy pojawiają się jakieś problemy w biznesie. Wtedy wszyscy biorą to personalnie do siebie. Cukiernia jest dla wszystkich ważna, dlatego trudno tam odróżnić interesy od rodziny. Na koniec dnia, gdy przez terminy zostajemy do późna w pracy, to na nikogo nie można tak liczyć, jak na rodzinę.
• Czego oczekujecie od kogoś, kto chciałby u was pracować?
– Większość pracowników, którzy do nas przychodzą, to ludzie bez żadnego doświadczenia. Nam jest zdecydowanie łatwiej wyszkolić kogoś od zera. Mamy u siebie ludzi o różnym poziomie zaawansowania. Jeżeli nie masz pojęcia o tym, a zainteresujesz nas sobą na tyle, aby dostać pracę, nauczymy cię od podstaw wszystkiego. Tacy pracownicy są najlepsi.
• Ciasta powinny nie tylko dobrze wyglądać, ale być smaczne...
– Powodem, dla którego zająłem się budowaniem pięknych tortów, jest to, że po prostu smakowały dobrze. Mój ojciec miał świetne przepisy, które mają po sto i więcej lat. Jak mam być szczery, to nieważne, jak ciasto dobrze wygląda, moją ulubioną częścią jest to, kiedy ludzie kosztują tortów i mówią, że to nawet smakuje dobrze. Smak jest na miejscu pierwszym.
Pamiętam też, jak zrobiłem raz tort dla Oprah Winfrey i dostarczyłem na jej program. Prawie 15 lat temu powiedziałem mamie, że kiedyś będę tak dobry, że zrobię tort właśnie dla Oprah. Kiedy mi się to udało, to było niesamowite uczucie.
• Planujesz przekazać piekarnię swoim dzieciom?
– Byłbym zachwycony, jeżeli dzieciaki zdecydowałyby się poprowadzić ten biznes. Chciałbym jednak, aby najpierw poszły na studia i mogły sobie pozwolić na te wszystkie rzeczy, na które ja nie. Z pewnością będę chciał nauczyć ich zasad etyki zawodowej. Chcę im pokazać, jak to jest wstawać codziennie rano i chodzić do pracy. Jednak nie będę ich do niczego zmuszał. To ma być ich wybór i wola.