- Stalin miał ich kilku. Ostatni z nich umarł całkiem niedawno. Stalin miał obsesję na punkcie zamachów, bał się spisków i śmierci. Sobowtóry, oczywiście, nic nie mówiły. Służyły głownie do pokazywania się za Stalina w czasie mniej ważnych wizyt, np. w zakładach pracy.
• Sobowtóry służyły za ewentualne żywe tarcze”?
- Można to tak nazwać. Kiedy Stalin miał lecieć samolotem, to na lotnisku przygotowywano pięć samolotów. Stalin wsiadał do jednego, za chwilę wychodził i wchodził do drugiego, a w końcu leciał trzecim. A czasami w ogóle rezygnował z samolotu i jechał samochodem. Tymczasem sobowtór leciał i był ewentualnie celem dla zamachowca.
• A czy inni dyktatorzy tamtych czasów również mieli swoje "klony”?
- Co ciekawe - nie. Sobowtóra nie miał ani generał Franco, ani Mussolini, ani Hitler. Ten ostatni w ogóle nie bal się o swoje życie. Zawsze jeździł otwartym samochodem i pokazywał się publicznie. Uważał, ze jest tak uwielbiany przez naród, że nikt nawet nie myśli o zamachu. Inna rzecz, że ostatnie trzy i pół roku wojny spędził w bunkrach, praktycznie nie wychodząc na zewnątrz.
• Czy po Stalinie ktoś jeszcze miał swoich sobowtórów? Mam na myśli głównie o dyktatorów, bo przywódcy państw demokratycznych chyba nie uciekają się do takich metod?
- Oczywiście. Sobowtóry są dość częste w państwach afrykańskich, gdzie dochodziło do zamachów i przewrotów. Całkiem poważnie o wykorzystywanie sobowtóra podejrzewa się również libijskiego przywódcę, Muamara Kadafiego.
• A w Polsce ktoś używał sobowtórów?
- Jakieś tam plotki na temat Gomułki czy Bieruta się pojawiały. Ale nie ma na to żadnych dowodów, nawet poszlak.