W mieście Lublinie, na ulicy Nadbystrzyckiej, w środku dnia 17 czerwca (po dziesiątej) do autobusu MPK nr 28 wpadło ich troje: dwa potwory płci męskiej i bestia rodzaju żeńskiego. Mimo młodego wieku (po 14, 15 lat) swoim przerośniętą posturą wzbudziły zaniepokojenie wśród pasażerów. Obawy nie były bezpodstawne. Jeden z potworów rzucił się z dzikim rykiem na siedzenie, wierzgając przy tym kończynami dolnymi tak intensywnie, że kopnął w głowę usadowioną przed nim kobietę. Gdy ta odwróciła się, by zwrócić potworowi uprzejmą uwagę na niestosowność jego zachowania, cała trójka aż zawyła, rzucając przy tym mięsem w takiej obfitości i tak dużych kawałkach, że jadącym autobusem ludziom uszy nie tyle puchły, co prawie odpadały. Nikt już nie miał wątpliwości, czyj jest ten kawałek podłogi, a właściwie cały autobus i do jakich celów przeznaczony – bynajmniej nie do przewozu osób, lecz wściekłych dzikusów, którym, przez pomyłkę, natura nadała ludzki wygląd.
– Byłem jedynym mężczyzną w autobusie, oprócz mnie jechały tylko kobiety i dzieci, kierowcy nie liczę; zamknięty w kabinie, skupił się na prowadzeniu pojazdu. – opowiadał mi chwilę po zdarzeniu roztrzęsiony pasażer. – Jak żyję 50 lat, z takim rozwydrzeniem jeszcze nigdy się nie zetknąłem. I, prawdę powiedziawszy, byłem wobec niego bezsilny.
Rycząc i tocząc pianę, nieletni terroryści uwolnili podróżnych od swego stada na dworcu PKP.
Pasażer przyznaje, że miał telefon komórkowy. I co z tego? Policji przecież nie warto powiadamiać. W ubiegłym tygodniu, gdy o pierwszej w nocy zadzwonił na komisariat, że na Różanej, pod jego oknem, bandyci właśnie okładają jakiegoś człowieka, funkcjonariusz najpierw zaczął go wypytywać o nazwisko, adres... Nie czekał więc, aż służbista zapyta go o pesel i numer butów – kłapnął słuchawką.
– Jeszcze tylko włóczenia po sądach i zemsty bandziorów mi brakuje – uzasadnia swą niechęć do współdziałania z organami.
Podobne akty terroru media opisują niemal codziennie. Dwa przykłady tylko z poniedziałkowego Dziennika:
* W sobotę troje uzbrojonych w pałkę bandziorów (dwie bestie i potwór) obrzuciło obelgami, a następnie pobiło i ograbiło z torebek kobiety stojące na przystanku przy Ogrodzie Saskim (mężczyzn też stało pokaźne stadko, ale widocznie wszyscy ślepi, głusi i z porażeniem ruchowym, bo żaden nie reagował)
* Dzień wcześniej przed Chatką Żaka człekopodobny potwór zaatakował osiemnastolatka i ukradł mu plecak.
Tak to jest w mieście Lublinie. I tak już będzie. Skąd to wiem? Z doświadczenia, z obserwacji, z lektury.
Czytałem, na przykład, że w Lublinie, z inicjatywy pana Zbigniewa i przy poparciu pana Andrzeja, władza zajmie się sypaniem kopca ku czci dwu unii. Czytałem też, że władza nasza kochana zajmie się srogim karaniem mnie, jeśli udam się z Dududsiem na spacer bez szufelki i torebki na ewentualną jego kupkę.
I jak tu od tak przepracowanej władzy jeszcze wymagać, żeby powstrzymywała narastającą falę bandytyzmu. Nie ma przecież rączek jedenastu...