Seans zaczął się pięć minut po północy i trwał równo trzy godziny. W tym czasie nie skrzypiały fotele, nikt się nie kręcił, ani nie usnął. Tak było podczas premiery „Władcy Pierścieni: Dwie Wieże” w Kosmosie i Bajce w Lublinie oraz w dziesiątkach kin w Polsce.
d Magiczna proza Tolkiena, mistrzowsko sfilmowana przez Jacksona, święci triumfy.
Pół wieku temu ukazała się dość niezwykła trylogia, napisana przez Johna Ronalda Reuela Tolkiena, profesora języka staroangielskiego na uniwersytecie w Oksfordzie. Niezwykła, bo choć opowiadała
o starej jak ludzkość walce Dobrego ze Złem,
to akcja toczyła się w pełnym tajemnic Środziemiu. Tam, obok ludzi, mieszkają przyjaźni im maleńcy hobbici, niewiele większe krasnoludy, romantyczne elfy, ale także plugawi orkowie, podobni wilkom wargowie i inni.
Są wielcy wodzowie: dobrzy – służący słusznej sprawie, źli – marzący o podporządkowaniu swojej władzy Śródziemia. Wśród tych ostatnich najgorszym jest niejaki Sauron. Niegdyś został pokonany na polu bitwy i zmuszony do ukrywania się, teraz – jako, że powiódł się jego szatański plan skłócenia królestw ludzi, elfów i krasnoludów – urósł w potęgę. Przed tysiącem lat Sauron wykuł czarodziejski pierścień, który miał zapewnić mu wymarzoną absolutną władzę, ale – na szczęście – zaginął. Splotem różnych okoliczności pierścień trafił w ręce małego hobbita o wielkim sercu imieniem Frodo, który z drużyną wiernych i dzielnych druhów (ludzie, hobbici, elfy, krasnoludy) podjął wyprawę do złej sławy krainy Mordor. Bo tylko tam, w kraterze Góry Przeznaczenia, pierścień ten dałoby się unicestwić, ratując świat przed zniewoleniem...
Tak się zaczyna ta profesorska fantazja, którą miliony ludzi na całym świecie
uważają za najwspanialszą opowieść,
jaka kiedykolwiek powstała. Taka była też treść pierwszego z trzech filmów, który – ze wzruszeniem i najwyższym uznaniem dla maestrii reżysera Petera Jacksona i jego ekipy – obejrzeliśmy równo przed rokiem.
Teraz, na drugi, wybierałem się z niejakimi obawami. Regułą jest bowiem, że po dobrej części pierwszej, ma miejsce filmowa klapa. Brakuje nowych pomysłów, siły, pieniędzy. Jackson dokonał jednak rzeczy niewyobrażalnej. Po raz pierwszy w stuletniej historii kina, w dziewiczo pięknych plenerach Nowej Zelandii, nakręcił od razu trzy filmy! Tak jak następują tomy tolkienowskiej trylogii:– „Drużyna Pierścienia”, „Dwie Wieże” oraz „Powrót Króla”. Był to pomysł morderczy, ale i na miarę artystycznego sukcesu.
Krótka ściągawka
dla tych, którzy nie czytali „Dwóch Wież”. Jest to nadal opowieść o losach Drużyny Pierścienia, choć dramatycznie zdziesiątkowanej. Akcja – podobnie jak w części pierwszej – toczy się interesująco i w znakomitym tempie. Jest przygoda, jest miłość, także rycerskie rzemiosło. Ale w filmie tym więcej smutku i dramatu. Siły Zła zdają się być u szczytu potęgi. Wisząca w powietrzu wojna przynieść musi zagładę wszystkiemu co w Środziemiu piękne, mądre i szlachetne. Dygresja. Sceny te Tolkien pisał w czasie drugiej wojny. Przyznał potem, że bał się o życie swoich synów, że męczyły go wspomnienia. Podczas pierwszej wojny był żołnierzem.
Cuda natury i komputery
Jackson ze swoim zespołem, liczącym ponad 2400 osób, kręcił zdjęcia pośród – jak mówią świadkowie – zapierających dech w piersiach krajobrazów Nowej Zelandii. Zbudowano tam niezwykłe wioski, miasta, zamki i pałace. Jednak Tolkienowskiego świata nie dałoby się wykreować bez pomocy komputera najnowszej generacji. To tłumaczy, dlaczego za ekranizację jego prozy zabrano się dopiero w trzecim tysiącleciu.
Przykłady elektronicznego szamaństwa. Dziełem komputera jest jedna z najbardziej żywych postaci w „Dwu Wieżach” – odrażający, a zarazem „po ludzku” tragiczny Gollum. Przed wiekami był zwykłym hobbitem. By zdobyć pierścień, zabił kuzyna, po czym oszalał i uciekł w góry. Pierścień dał mu nieśmiertelność, ale przemienił (także fizycznie) w potwora. Ma rozdwojoną jaźń i dlatego stać go zarówno na podłość, jak i szlachetność. Postać Golluma była animowana komputerowo, ale jego mimika i ruchy są zasługą angielskiego aktora Andy’ego Serkisa.
Wśród mieszkańców Śródziemia najbardziej niezwykli to entowie – leśni pasterze, przypominający olbrzymie drzewa zamieszkane przez duchy. Potrafią chodzić, mówić, a nawet wzruszać się. Mistrzowie grafiki komputerowej dali tu popis niezwykłych możliwości i fantazji.
Ale najdłużej
zapamiętamy finałową scenę bitwy „o wszystko”
w Helmowym Jarze. We wzniesionej twierdzy-makiecie, przy udziale setek statystów, Jackson kręcił ją przez trzy miesiące. Z 20 godzin wybrał 40 minut. Komputer szeregi atakujących krwiożerczych uruk-hai powiększył do 10 tysięcy, ale – niejako w rewanżu – wspomógł obrońców szarżą leśnych pasterzy. Niewyobrażalnego zaś rozmachu dodał komputer walce szlachetnego czarodzieja Gandalfa z demonem Balrogiem rozstrzygającej o przyszłości Śródziemia.
Te sceny wbijają w fotel. Rozpoczynają też nową generację kina.
Za rok ostatnia część tolkieowsko-jacksonowskiej trylogii: „Powrót Króla”. Czekamy z niecierpliwością!