Nad morzem nie miał szans na przeżycie. Opłakiwany przez swych miłośników wyjechał z Gdyni, do ludzi, którzy mogą kiedyś go uzdrowić.
Narodził się jako całkiem zwyczajny autobus. Teraz jest ostatnim w Polsce przegubowym trolejbusem. Ikarus 280 zjechał z taśmy montażowej na Węgrzech w 1983 r. Przez 11 lat woził mieszkańców Gdyni wypuszczając z rury wydechowej kłęby dymu.
W 1994 r. zapadła decyzja: przerobimy go na trolejbus!
W innych krajach jeździły oryginalne, zmontowane w fabryce przegubowe trolejbusy ikarus. Po polskich ulicach kursowały jedynie przeróbki z autobusów. I to nieliczne. W sumie Polacy zbudowali 14 takich pojazdów. Montowano je w Gdyni i Słupsku. W Lublinie były cztery takie wozy.
Zresztą wielu pasażerów do dziś pamięta żółte przegubowce z reklamą Woki.
Drugie życie
Zamontowali mu elektryczny silnik wymontowany z idącego do złomowania radzieckiego trolejbusu ZIU. - Trochę za słaby, jak na przegubowca - przyznaje Mariusz Józefowicz, sekretarz gdyńskiego Klubu Miłośników Komunikacji Miejskiej "Vetra”.
Efekty?
- Miał problemy z wjeżdżaniem na wzniesienia. Był strasznie głośny. Do tego pojawiały się lekkie przebicia i były informacje o tym, że pasażerów kopał prąd. W przyczepie nie miał wcale ogrzewania - wylicza Józefowicz. I chociaż wiele ikarusów nie ma z tyłu ogrzewania i w innych miastach pasażerowie jakoś potrafią z tym żyć, to gdyńscy pasażerowie psioczyli.
Psioczyli...
...i psioczyli...
Aż wypsioczyli.
Panu już dziękujemy
W 2001 roku mechanicy z gdyńskiego Przedsiębiorstwa Komunikacji Trolejbusowej uznali, że nie warto dalej bawić się w remonty. Szefowie PKT zaczęli się zastanawiać: albo ikarus trafi na złomowisko, albo ktoś go sobie weźmie.
Wygrał ten drugi wariant.
Wybór padł na miłośników komunikacji miejskiej z Lublina. To tutaj miał trafić ostatni przegubowy trolejbus.
- Byłem już umówiony z prezesem PKT na odbiór tego wozu. Ale zapadła decyzja, że pojeździ jeszcze kilka miesięcy - wspomina Bohdan Turżański z Lubelskiego Towarzystwa Ekologicznej Komunikacji.
Te kilka miesięcy wystarczyło, by odezwali się pasjonaci z Gdyni. - Nasz klub dopiero powstawał i nie mieliśmy odpowiedniej siły przebicia. Ale udało się przekonać prezesa PKT, żeby trolejbus pozostał w naszym mieście - mówi Józefowicz.
- Nawet już o ten trolejbus nie walczyłem - przyznaje Turżański. - Po prostu należał się naszym kolegom z Gdyni. I tam został.
Dawca przeszczepów
Listwy boczne.
Elementy poręczy
Oryginalne przyciski
Części pulpitu kierowniczego.
- W sumie to drobiazgi. Ale za to drobiazgi istotne dla przywrócenia temu pojazdowi oryginalnego wyglądu. Pewnego dnia poprosiliśmy o wyliczenie, ile by kosztował kompleksowy remont tego pojazdu. I wyszła z tego kwota 80 tysięcy złotych. To dla nas za dużo. Tym bardziej, że teraz w Gdyni nie jeździ już żaden autobus marki ikarus. Dlatego wszystkie części zamienne musielibyśmy sprowadzać. Na to też nas nie stać.
Przysłali go w kopercie
Z Gdyni.
Działacze klubu Vetra zaproponowali, że przekażą do Lublina swój przegubowy trolejbus. Bo nie mieli pieniędzy na jego remont. A do tego zajezdnia, w której stacjonował była likwidowana.
- Nie zastanawiałem się ani chwili - mówi Turżański.
- Oczywiście, że nam było żal. Przecież walczyliśmy o niego w 2001 roku. Ale czasami trzeba odłożyć sentymenty na bok i pomyśleć o tym, co jest lepsze dla unikalnego trolejbusu - przyznaje Józefowicz. - Uznaliśmy, że w Lublinie ten pojazd ma większe szanse. Bo w tym mieście ikarusy są jeszcze w użyciu, więc jest lepszy dostęp do części zamiennych. A poza tym nasi koledzy z Lublina mają w swoich zbiorach już kilka innych cennych eksponatów: trolejbus fiata, radziecki ZIU, saurera, skodę. I może ikarusa ktoś tu kiedyś odremontuje.
Na holu przez Polskę
Składki członkowskie zapaleńców z LTEK-u nie wystarczyły. Trzeba było zrobić dodatkową zrzutkę do czapki. W końcu udało się zorganizować holownik. W poprzedni piątek wyjechał rankiem nad morze.
Kierowca holownika wraz ze zmiennikiem dojechali na miejsce wieczorem. Przenocowali w hotelu i nazajutrz rano zgłosili się po eksponat. Było wiele obaw, czy stary gruchot w ogóle przeżyje taką podróż.
- Najpierw nie mogliśmy wyjechać, bo ktoś zastawił trolejbus lawetą. Musieliśmy zdobyć telefon do tego człowieka i ściągnąć go na miejsce - opowiada Mirosław Gola, kierowca holownika. - Później poszło lepiej. Tylko raz po drodze pękł jeden z przewodów. Na szczęście usunęliśmy usterkę.
Podróż trwała 24 godziny z przerwami na odpoczynek.
Udało się.
Dla pana Mirosława to nie było pierwsze takie zlecenie. Kiedyś holował trolejbus do Lublina aż ze Słupska.
Znów do czapki
W Gdyni po ikarusie pozostały dołki w asfalcie, zdjęcia i tęsknota. - Czy będziemy go odwiedzać? Oczywiście! - odpowiada sekretarz "Vetry”. - Bardzo byśmy chcieli gościć u nas ikarusa w 2013 roku, kiedy będziemy obchodzić 70-lecie komunikacji trolejbusowej w naszym mieście.
Turżański nie widzi problemu. - Jeśli tylko będą na to pieniądze, to nie ma sprawy.