Pojechali do Anglii w poszukiwaniu lepszego życia. Z czasem się osiedlili i zaczęli realizować swoje pasje. Artur Kropiwiec z Włodawy i jego przyjaciel Błażej Lewandowski z Raciborowic pod Łodzią są dektorystami i od kilku już lat przemierzają z wykrywaczami angielskie pola w poszukiwaniu historycznych artefaktów.
Latem minionego roku ich cierpliwość została nagrodzona odkryciem 46 niezwykle rzadkich monet wybitych za panowania rzymskich cesarzy Nerwy, Trajana, Marka Aureliusza w I i II wieku naszej ery.
– Marzenia się spełniają. Trzeba tylko się nie poddawać, bo warto oddać się pasji. Oczywiście: z perspektywy czasu łatwo się opowiada historię wielkiego znaleziska – mówi Artur Kropiwiec. – Ale mamy z Błażejem za sobą sześć lat wypraw i badania pól metr po metrze, sześć lat przeglądania i czytania map, godziny spędzone na wysłuchiwaniu ludzi i ich historii. A wszystko to, aby znaleźć ścieżki, którymi chodzili ludzie nawet 2000 lat temu.
Od Grunwaldu po celtyckie złoto
Błażej Lewandowski ma już swój wkład w odkrywaniu śladów bitwy na grunwaldzkich polach. Nie każdy może tam trafić, bo do badań trzeba być zaproszonym przez Muzeum Bitwy pod Grunwaldem.
Już na Wyspach, razem z Arturem, z którym połączyła go wspólna pasja, zaczęli współpracować z British Museum w Yorkshire. Swoje znaleziska skrupulatnie rejestrują w specjalnej bazie PAS (Portable Antiquities Scheme). Obaj panowie należą do polskiej grupy Phec Thesaurus, którą można znaleźć na Facebooku i to nie są ich pierwsze znaleziska.
Jeszcze do niedawna ozdobą ich kolekcji były celtyckie monety oraz inne piękne artefakty. Znalezienie w 2018 roku złotej celtyckiej monety w świetnym stanie – wyglądającej jak nowa, pochodzącej z czasów między 55 a 35 rokiem przed nasza erą – tylko pobudziło apetyty poszukiwaczy.
Obrączka w oborze jak klucz do sezamu
Tak naprawdę cala historia zaczęła się przed dwoma laty, gdy Artur z Błażejem – jak co sobotę – zrobili wypad z wykrywaczami. Pojechali do jednego z farmerów na jedno ze swych ulubionych pól w przepięknej, malowniczej wiosce w North Yorkshire.
Tu Polaków wypatrzył sąsiad właściciela łąki.
– Zapytał nas wprost: Wasze wykrywacze są dobre na złoto? – Ależ tak! – odpowiedzieliśmy.
– No to mam do was prośbę: ponad miesiąc temu, gdy poszedłem karmić krowy, zgubiłem obrączkę w oborze. Pomóżcie mi ją znaleźć! – opowiada Artur Kropiwiec. – Zaprowadził nas do kojca z krowami pełnego „wiadomo czego”. Spojrzeliśmy na siebie. Robi sobie z nas żarty, czy rzeczywiście gdzieś w tym gnoju jest jego obrączka? Ale cóż, jak się powiedziało A, to trzeba być konsekwentnym. Ustawiliśmy wykrywacze wyłącznie na metale szlachetne, dyskryminując wszystko inne i zaczęliśmy chodzić. Już po kilku minutach Błażej natrafił na sygnał, który okazał się być zgubą naszego gospodarza.
Nagrodą dla polskich poszukiwaczy było pozwolenie od szczęśliwego rolnika na poszukiwania na wszystkich jego polach. Niestety, nic się nie udało znaleźć.
– Wtedy zapytaliśmy „naszego” gospodarza, czy nie ma jakiegoś sąsiada, czy kolegi, który ma pola w okolicy. I w tym samym momencie farmer wyjął telefon i zadzwonił do znajomego – opowiada Kropiwiec. – W następnej miejscowości czekała już na nas cała rodzina, która bardzo miło nas przyjęła. I wszyscy poszliśmy na poszukiwania. Jeszcze tego samego dnia znaleźliśmy dużo średniowiecznych artefaktów, zakończenia pasa, srebrne monety i wiele innych.
Przymusowa pauza
Epidemia wirusa w 2020 roku spowodowała, że Artur z Błażejem musieli zostać w domach na długie 9 tygodni. Dopiero kiedy wytyczne NCMD (angielski urząd detektorystów nie ma w Polsce odpowiednika) pozwoliły poszukiwaczom wrócić do poszukiwań, ruszyli w pole.
Jakież ogromne było ich zdziwienie, gdy zauważyli, że w międzyczasie szybko wzeszły trawy na pastwiskach i na polach. Pędy były już za wysokie. W takich warunkach trudno mówić o poszukiwaniach. Trzeba było poczekać na sianokosy lub szukać innych miejsc.
– I kiedy już straciliśmy nadzieję, nagle przypomniało się „naszemu” rolnikowi, że jest właścicielem jeszcze jednej farmy. Zniecierpliwieni ruszyliśmy od razu na poszukiwania. Przez cały dzień przeszukaliśmy kilka pastwisk, na których, ku naszemu zdziwieniu, nic nie znaleźliśmy – opowiada Błażej Lewandowski. – I wtedy zaczął padać deszcz.
W efekcie żniwa przedłużyły się o trzy tygodnie z powodu ulew. Detektoryści musieli uzbroić się w cierpliwość i odczekać w domach kaprysy angielskiej pogody.
Skarb
Pechowa wiosna i lato nie osłabiły energii naszych poszukiwaczy. Artur i Błażej pierwszą wrześniową sobotę wykorzystali od razu na swój poszukiwawczy wypad.
– Na naszych „starych” lokacjach spędziliśmy sporo czasu, ale to był daremny trud. Odwiedził nas właściciel pola i ku naszemu zdumieniu oznajmił: Nie męczcie się tu. Jedzcie tam, na tamto pole – i wskazał palcem świeżo wykoszone pole. Byłem sceptyczny – mówi Błażej Lewandowski. – Powiedziałem Arturowi, że wątpię, abyśmy coś tam znaleźli, skoro na polach obok kompletnie nic nie było. Ale Artur się uparł: Co mamy do stracenia, chodźmy tam. I poszliśmy. Zrobiliśmy raptem 20 metrów i... w jednej sekundzie nasze wykrywacze naraz wydały bardzo mocny, stały dźwięk! Artur wrzasnął: Nie uwierzysz, co mam! I zaczął do mnie biec. Ja, nadal klęcząc przy dołku, szukając swojej znajdźki. Kiedy Artur przyszedł, obaj otworzyliśmy pięści i pokazaliśmy naraz 2 rzymskie denary. To była prawdziwa eksplozja szczęścia! Po tylu latach! Taki skarb!
– Serce zaczęło bić nam mocniej. Odłożyliśmy znalezione denary obok dołków i ruszyliśmy dalej – opowiada Artur Kropiwiec. – Kolejny metr i znów identyczne sygnały! I znów kolejne 2 denary w dołkach! Nawet nie zauważyliśmy, gdy zaczęło się ściemniać. Z pola schodziliśmy około godziny 20 z 28 znalezionymi denarami.
Rodzinny sukces
– Po wejściu do domu rodziny rzuciły nam się na szyje ze szczęścia i z uśmiechem na twarzy gratulowały, mówiąc: należało się wam za te lata ciężkiej i skrupulatnej pasji i wytrwałości, przede wszystkim, nie poddawania się – wspomina Artur. – Następnego dnia o świcie już byliśmy na polu wraz z rodzinami. Żony Renata Kropiwiec i Anna Lewandowska pomogły nam i już na 4 wykrywacze dalej szukaliśmy kolejnych denarów. Szczęście znów nam dopisało i znaleźliśmy kolejne 14 sztuk.
W sumie w tym miejscu polscy poszukiwacze znaleźli 46 sztuk. – To spora suma. 120 srebrnych monet to tyle, ile dostawał legionista za rok służby – tłumaczy Artur Kropiwiec. I to niezwykle rzadkich monet wybitych za panowania rzymskich cesarzy Nerwy, Trajana, Marka Aureliusza w I i II wieku naszej ery. Monety w tej chwili są w British Muzeum i znalazcy teraz czekają na rejestrację i wycenę.
– Oczywiście nadal będziemy tam wracać i dodawać kolejne znalezione „cegiełki” – podkreśla Błażej Lewandowski. – A kto wie, może uda znaleźć nam się garnek, może sakwę lub zapomniana rzymską wioskę?