animator kultury z Kinoteatru projekt z Centrum Kultury. Od 5 lat organizuje Lubelską
Rozmowa z Andrzejem Rusinem, organizatorem Lubelskiej Gali Filmu Niezależnego "Złote Mrówkojady 2011” .
• Co się czuje po obejrzeniu 175 filmów?
• Ile tytułów przeszło przez wasze sito i jak wygląda praca festiwalowych selekcjonerów?
• Było 10?
– Nie, ja najwyżej dałem 7, Maciek chyba 8. Ale i 7 dawało gwarancję, że film trafi na galę i będzie oceniany przez widzów i jury. Po pierwszym liczeniu okazało się, że chcemy zafundować widzom projekcje trwające ponad 7 godzin. Nikt normalny by tego nie wytrzymał. Trzeba było robić dogrywkę i z bólem wyrzucać kolejne tytuły. W sumie, mamy 14 prac amatorów i 15 etiud studenckich. Kilku mi autentycznie żal.
• To może zróbcie dodatkowy pokaz "Z bólem odrzucone”
– To jest jakieś wyjście. Pomyślimy o tym.
• Macie podobny gust, czy były krwawe dyskusje o jakiejś pracy?
– Podobne, ale dwa filmy kobiece nas poróżniły. Maciek od razu dał 0 autorce 5-minutowej opowieści o piesku biegającym na smyczy. Ja się zastanawiałem.
• Może to filozoficzna metafora i czegoś nie zrozumieliście?
• O zombie powinien być koszmar.
– Autorzy się nie dogadali, na co ma patrzeć kamera i jaki jest scenariusz.
• Film niezależny jest sfeminizowany?
– Chyba więcej filmów nakręcili panowie, ale kobiecych też jest dużo. Julia Kolberger nakręciła superfilm "Jutro mnie tu nie będzie”. Świetny jest "Tasnim” studentki z Izraela. To kameralna opowieść o tym, jak reżyserka Żydówka robi casting i szuka aktora. Jest nim Arab. Prosty kadr, chłopak siedzi na kanapie. Ona tylko na chwilę siada koło niego, wcielając w aktorkę. Bardzo dobrą animację "Drżące Trąby” – najkrótszy film festiwalu – zrobiła Natalia Drożyńska.
• Po filmie bez opisu poznasz czy to etiuda studencka, czy amatorski, polski czy zagraniczny?
– Pewnie. Studenci mają większe możliwości techniczne i wiedzę. Mają do dyspozycji ekipę. To widać. Ale był film z Łodzi nadesłany przez operatora. Genialnie sfilmowany, superpraca kamery, ale historia była o niczym i filmu nie łyknęliśmy. Wybierając, stawialiśmy na filmowość. Produkcja zagraniczna nie gwarantuje jakości. Filmy koreańskie, rosyjskie odpadały, bo były słabe. "Złote Mrówkojady” zrobiły się takie znane, że jest krwawa walka.
• To dopiero piąta edycja waszego festiwalu, nie ma na nim nagród…
• Jakieś rady dla uczestników VI edycji?
– Ocenić możliwości i nie robić błędu np. Błażeja Kujawy, który zrobił film z rewelacyjnymi zdjęciami, na planie śmigłowiec, policjanci i w obsadzie same modelki. Super, tylko gdyby się nie odzywały. Nie udawać Hollywood. Unikać opowieści w stylu: 16-latek wstaje, wkłada ciapy, stoi przed lustrem, robi sobie herbatę. Jak widzę kolejny film o zmarnowanym nastolatku, co się drapie i ziewa, to nie mogę. Albo film udający gangsterski z mafiosami na ulicy, na której chodzą rozbawione dzieci. Pastisz musi być przemyślany. I radzę oglądać dobre filmy. Nie seriale i nie klasy B.
• Przez 5 lat Mrówkojadów zmieniły się startujące filmy?
– Są odważniejsze, grają ludzie w różnym wieku, a nie kumple ekipy.
• Odważniejsze? Będą na tegorocznej gali momenty?
– Będą. Amatorskie i studenckie.