Będzie można prowadzić samochód nie mając prawa jazdy, ale tylko pod nadzorem najbliższych, np. rodziców – zapowiada Ministerstwo Infrastruktury. Zawodowi instruktorzy jazdy, które nie są do tego pomysłu przekonani.
Jazdy „z osobą towarzyszącą” byłyby dostępne wyłącznie dla tych, którzy starają się prawo jazdy kategorii B. Byłyby możliwe tylko do czasu zdania egzaminu jako jazdy dodatkowe. W taki sposób mogłyby siadać za kierownicą wyłącznie osoby, które mają co najmniej 17 lat oraz skończyły teoretyczną i praktyczną część kursu w ośrodku szkolenia kierowców.
Także osoba pilnująca „kursanta” musiałaby spełniać określone wymagania. – Musi mieć prawo jazdy kategorii B od co najmniej 5 lat i pozostawać w pierwszym stopniu pokrewieństwa z osobą szkoloną – mówi Szymon Huptyś, rzecznik prasowy Ministerstwa Infrastruktury.
Oznacza to, że praktycznych lekcji mogłaby udzielać matka lub siostra, ojciec lub brat. Samochód musiałby być także odpowiednio oznakowany. – To dobre rozwiązanie, powszechnie stosowane w krajach Europy Zachodniej – komentuje Jan z Lublina, ojciec dwójki młodych ludzi szykujących się do kursu na prawo jazdy.
Ale zawodowi instruktorzy do pomysłu resortu podchodzą ostrożnie. – Polacy w większości mają nikłe pojęcie o przepisach ruchu drogowego, to czego nauczą młodych kierowców? – pyta Maciej Kulka, właściciel szkoły nauki jazdy w Lublinie. – Wbrew powszechnej opinii w zachodniej Europie ta forma nauki wcale nie jest aż tak popularna. Ludzie wolą korzystać z profesjonalnych ośrodków. Nie wiadomo też, jak podejdą do tego firmy ubezpieczeniowe i czy nie będą zastosują nadzwyczajnych zwyżek w przypadku prywatnych samochodów używanych do nauki jazdy.
Ministerstwo podkreśla, że dopiero pracuje nad nowymi przepisami. – Jest więc jeszcze za wcześnie, aby przedstawić ostateczny kształt tych zmian – zastrzega rzecznik resortu.