Już od września na oddziałach chirurgii polskich szpitali. „Sztuczna kość” - wynalazek lubelskich naukowców - trafi też na rynki europejskie, a docelowo do pacjentów na całym świecie.
Opatentowany w 2009 roku wynalazek do tej pory mógł być stosowany tylko w ramach badań klinicznych i zabiegów eksperymentalnych.
– Badania kliniczne prowadziliśmy w Lublinie, Otwocku, Krakowie i Sosnowcu. W ubiegłym roku zabieg z użyciem „sztucznej kości” został wykonany w ramach leczenia eksperymentalnego u 50 pacjentów, u których nie sprawdziły się konwencjonalne metody – tłumaczy Maciej Maniecki, prezes lubelskiej spółki Medical Inventi, która powstała na potrzeby komercjalizacji wynalazku naukowców z Uniwersytetu Medycznego w Lublinie. – Teraz, dzięki certyfikatowi CE, szpitale będą mogły to stosować na większą skalę. Prowadzimy już rozmowy z placówkami z województwa lubelskiego. Równolegle rozmawiamy z ośrodkami z Niemiec, Austrii, Węgier i Norwegii.
„Sztuczną kość” stworzyły prof. n. farm Grażyna Ginalska i dr hab. n. farm. Anna Belcarz z Uniwersytetu Medycznego w Lublinie. Służy do regeneracji ubytków w tkance kostnej powstałych po poważnych urazach, np. w wyniku wypadków komunikacyjnych.
Może być z powodzeniem stosowany w skomplikowanych przypadkach, kiedy uszkodzenie tkanki kostnej jest bardzo duże, czy np. u pacjentów onkologicznych, u których konieczne było usunięcie znacznych fragmentów tkanki kostnej ze względu na zmiany nowotworowe.
– Dzięki wstawieniu w miejscach ubytków naszego kompozytu kość zostaje odtworzona. W przypadku dużych urazów, podczas operacji wstawiane są dodatkowo płytki i wkręty tytanowe celem stabilizacji miejsca operowanego – tłumaczyła nam dr hab. n. farm. Anna Belcarz.
Po implantacji „sztuczna kość” z czasem ulega integracji z naturalną kością biorcy. W miarę jak tkanka kostna „zagospodarowuje” kompozyt i przerabia w naturalną kość coraz mniej widać, które elementy są sztuczne, a gdzie zaczyna się kość naturalna.
– Już po 9-10 miesiącach na zdjęciach rentgenowskich widać jednorodną kość bez miejsc uzupełnionych kompozytem - podkreślała prof. Grażyna Ginalska.
Do polskich szpitali kompozyt ma trafić już we wrześniu.
– Z kolei w październiku i listopadzie trafi prawdopodobnie do placówek zagranicznych. Wtedy też już powinna być gotowa nasza autorska linia technologiczna, dzięki której będziemy mogli uruchomić produkcję na większą skalę – tłumaczy Maniecki. – W tym momencie jest możliwa tylko produkcja laboratoryjna, która siłą rzeczy wiąże się z ograniczeniami ilościowymi.
Jak tłumaczy prezes Medical Inventi, certyfikat umożliwiający sprzedaż na europejskie rynki przyśpiesza także procedurę uzyskania pozwolenia wymaganego np. w krajach arabskich. Spółka stara się też o certyfikat umożliwiający sprzedaż w USA.