Na antywojennej manifestacji solidarności z Ukrainą przed lubelskim Ratuszem stała w pierwszym rzędzie trzymając ukraińską flagę. Płakała, kiedy ktoś przez mikrofon mówił coś o Rosji. Płakała, bo sama jest Rosjanką i sprzeciwia się wojnie. Obok stał jej narzeczony Andrii. Ukrainiec.
Andrzej (przedstawia mi się polskim imieniem, kiedy rozmawiamy po raz pierwszy) ma częściowo polskie korzenie. Pradziadek, według dokumentów z archiwum, był żołnierzem Armii Krajowej. Kiedy zginął na wojnie, osierocił 8-letnią wówczas babcię Andrzeja. Po wojnie babcia znalazła się na terenie Związku Radzieckiego i musiała zmienić obywatelstwo. Teraz Andrzej jest w Polsce już od siedmiu lat. Przyjechał uczyć się w technikum, obecnie ma stałą pracę, płaci podatki i lubi Polskę.
Natalia jest Rosjanką. Do Polski przyjechała najpierw na wymianę studencką w ramach Erasmusa. Potem wróciła tu dokończyć studia magisterskie. Od trzech miesięcy jest absolwentką jednej z lubelskich uczelni. – Chcę tutaj zostać i zapuścić korzenie. Mam dużo znajomych Polaków, Rosjan, Ukraińców. A teraz także narzeczonego – uśmiecha się.
Andrzej w ubiegłym roku poszedł na piwo z kolegą i jego dziewczyną. Ona przyprowadziła swoją koleżankę - Natalię. Tak się zaczęło.
Czwartkowy poranek był trudny dla obojga.
– Wstałem i odebrałem SMS od taty: "Synu nas bombardują, cała Ukraina jest w ogniu". Zacząłem wydzwaniać do brata, do siostry. Wszyscy potwierdzili – wspomina Andrzej.
Młody Ukrainiec dodaje, że nie rozumie po co w ogóle jest ta wojna i dlaczego Rosja ją rozpoczęła.
Natalia dodaje: – Przecież nasze dwa narody były blisko siebie. Dla mnie to jest bardzo ciężkie. Ja nie chcę tej wojny, nie zgadzam się z nią.
Andrzeja i Natalię poznałem przypadkiem na manifestacji solidarności z Ukrainą przed lubelskim Ratuszem. Natalia płacząc powiedziała mi wtedy, że wielu Rosjan jest przeciwko decyzji o wojnie. Potem stojąc w jednym rzędzie wraz z Ukraińcami co chwilę zanosiła się płaczem.
– Zwykli ludzie są niewinni, to że politycy się kłócą i rozpoczynają wojny, to nie jest nasza wina – odpowiada Andrzej, kiedy pytam go co czują wiedząc, że ojczyzny jego i Natalii są w stanie wojny.
W związku z obecną sytuacją plany o ślubie, który miał się odbyć w Lublinie, muszą zostać odłożone na potem. Rodziny obojga miały tu przyjechać, a teraz wiadomo, że byłoby to bardzo trudne. – Moja mama i rodzina nie mogą przyjechać – mówi Natalia. – Już trzy lata, jak mamy nie przytuliłam – dodaje ze smutkiem.
Andrzej pytany o przyszłość Ukrainy odpowiada pewnie: – Jestem przekonany, że naród ukraiński się obroni.
Natalia na koniec wyraża nadzieję, że artykuł choć pokaże, że zwykli ludzie mogą się dogadywać i być blisko, niezależnie od tego z jakiego kraju pochodzą.