Wolontariusze fundacji „Przyjazna Łapa” interweniowali w jednej z miejscowości w gminie Wilków. Zabrali stamtąd poważnie chorego psa, który cierpiał na nowotwór. Na pyszczku miał ogromną narośl.
Jak relacjonują przedstawiciele fundacji właściciele Ciapka przez wiele miesięcy bagatelizowali problem. Gdy na pyszczku ich psa pojawiły się ropne zmiany nowotworowe, uznali, że to nic poważnego. Narośl urosła jednak do znacznych rozmiarów i zaczęła krwawić. Nawet to ich nie przekonało, by zabrać psa do weterynarza. Pies cierpiał, a jego właściciele trzymali go w zamkniętym garażu, lekceważąc stan zdrowia czworonoga.
Gdy o psie dowiedzieli się wolontariusze z puławskiej fundacji, podjęli interwencję. Widok, jak opowiada Agnieszka Śniegocka z „Przyjaznej Łapy” był makabryczny. – To był obraz jak z horroru. Przez wielką narośl psiak ciężko oddychał i miał obojętny wzrok. Decyzja mogła być tylko jedna, postanowiliśmy natychmiast zabrać go do lecznicy.
Okazało się, że Ciapek cierpi na nieoperacyjny nowotwór w zaawansowanym stadium. Pies nie tylko nie był leczony, ale nie posiadał nawet aktualnego szczepienia przeciwko wściekliźnie. Ignorancja jego właścicieli wprawiła w osłupienie puławskich wolontariuszy. – To straszne, jak bardzo musiał cierpieć. Został przez nich odrzucony, niczym „wadliwy produkt” – pisze Śniegocka.
– Jedyne, co mogliśmy zrobić, to wyrazić zgodę, aby przerwać jego cierpienie – przyznaje prezes fundacji.
Nie jest to jednak koniec tej historii, bo miłośnicy zwierząt mają zamiar skierować w tej sprawie zawiadomienie na policję. – Będziemy walczyć o to, aby sprawa zakończyła się wyrokiem w sądzie – zapowiada szefowa pro-zwierzęcej organizacji.