Krowy były tak wycieńczone, że lekarz zdecydował o ich eutanazji. Prokuratura prowadzi śledztwo, ale jak dotąd nikt nie usłyszał zarzutów.
Cierpiące w transporcie zwierzęta odkryto pod Parczewem podczas rutynowej kontroli w połowie lipca. Piotr Kicman, powiatowy lekarz weterynarii, zdecydował wówczas o najszybszym uśmierceniu trzech krów. – Dalszy transport narażałby te zwierzęta na jeszcze większe cierpienie i ból – tłumaczył wówczas.
Wszystko zdarzyło się podczas kontroli Wojewódzkiego Inspektoratu Transportu Drogowego. Trzy krowy były leżące. – Jedna była w stanie agonalnym, nie wykazywała żadnych reakcji na bodźce zewnętrzne. Nasze oględziny i badania dały podstawę do podjęcia decyzji o uśmierceniu poprzez podanie środka farmakologicznego – wskazał Kicman.
W jego ocenie, zwierzęta nie powinny być w ogóle transportowane, a ich ewentualny ubój należałoby przeprowadzić w gospodarstwie właścicieli. Jedna z krów była świeżo po wycieleniu, a druga po poronieniu i również nie powinna być przewożona w takim stanie. Jednak trzy pozostałe sztuki, pojechały ostatecznie na ubój, bo zdaniem lekarza „były w dobrym stanie”.
Prozwierzęca fundacja Viva! zgłosiła sprawę do prokuratury. – Postępowanie toczy się w kierunku znęcania nad zwierzętami. Nikt nie usłyszał zarzutów, bo brakuje nam jeszcze kompletnego materiału dowodowego – przyznaje Joanna Łobacz, zastępca prokuratora rejonowego w Parczewie. – Nadal gromadzimy dokumentację i przesłuchujemy świadków, m.in. powiatowego lekarza weterynarii. Powołany zostanie biegły w zakresie weterynarii – zapowiada pani prokurator. Poza tym, śledczy gromadzą m.in. dokumentację dotycząca transportu.
Za znęcenia nad zwierzętami grozi kara do 5 lat pozbawienia wolności.