Byłaś najpiękniejszym, co mnie w życiu spotkało córeczko – tymi słowami Natalia Wójcik pożegnała się z córką Elizą, która zmarła po rocznej walce o życie. Mama dziewczynki nadal walczy jednak o sprawiedliwość.
O tej historii pisaliśmy już kilka razy na łamach Dziennika Wschodniego. Pani Natalia twierdziła, że Eliza jest chora, bo jej poród był prowadzony nieprawidłowo. U dziecka postępowała degeneracja mózgu. Niezgodne z wiedzą medyczną działanie parczewskiego szpitala potwierdził w listopadzie ubiegłego roku Rzecznik Praw Pacjenta.
„Dotarło do mnie, że już Cię nie zobaczę, że nie przytulę, nie usłyszę. Świat zaczął tracić barwy. Stracił na wartości, gdyż Ty nie możesz być już przy moim boku (…) Dla Ciebie Elizko będę walczyć, aż zabraknie sił. Ty przez całe swoje życie... o które walczyłaś odkąd przyszłaś na świat, nauczyłaś mnie doceniać rzeczy prawie niewidoczne, czyny prawie nieistotne” – tak córkę pożegnała młoda mama.
Kobieta na bieżąco relacjonowała w mediach społecznościowych walkę Elizy o życie. W połowie maja dziewczynka trafiła na oddział intensywnej terapii. „Eliza jest w stanie krytycznym. Ma odmę płucną, pęknięte płuca i Covid, (…) Jest pod respiratorem, ma wspomagane krążenie i bicie serca” – relacjonowała kilka dni temu pani Natalia. Niestety, w niedzielę dziecko zmarło. – Bezpośrednią przyczyną śmierci najprawdopodobniej nie był koronawirus. Ale na razie nie chcę udzielać wywiadów – przyznaje pani Natalia. – A informację, że Elizka odeszła podałam publicznie, bo wiele osób wspierało leczenie córki – dodaje młoda mama.
Ciąża przebiegała prawidłowo. Kobieta była pod opieką lekarza z Lublina i tu miała rodzić. Z powodu pandemii i przedterminowej akcji porodowej musiała jechać do najbliższego szpitala w Parczewie. Tu poród się skomplikował. Eliza dostała zero punktów w skali Apgar. U dziecka zdiagnozowano m.in. na padaczkę, encefalopatię niedotlenieniowo–niedokrwienną, wodogłowie, niedosłuch i problemy ze wzrokiem. – Gdyby nie zaniedbania personelu, moje dziecko już dawno by się uśmiechało do mnie i widziało moją twarz – mówiła nam wówczas pani Natalia.
Sprawą zajęła się prokuratura. – Czekamy na opinie biegłych. Ale w związku z tym, że dziecko zmarło będzie zlecona również sekcja – mówi Agnieszka Kępka, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Lublinie. Wcześniej, głównym motywem śledztwa było zbadanie, czy doszło do narażenia dziecka na niebezpieczeństwo utraty życia i spowodowania ciężkiego uszczerbku na zdrowiu.
Nieprawidłowości w szpitalu potwierdził w ubiegłym roku Rzecznik Praw Pacjenta, Bartłomiej Chmielowiec. Ocenił, że działanie medyków „było niezgodne z wymaganiami aktualnej wiedzy medycznej” i „nie spełniało wymogu należytej staranności”, a dokumentację medyczną prowadzono niezgodnie z przepisami. – Personel oddziału ginekologiczno–położniczego nie wywiązał się w sposób należyty z ciążącego na nim obowiązku udzielenia pacjentce świadczeń zdrowotnych w sposób profesjonalny, kompleksowy i adekwatny do jej ówczesnego stanu zdrowia – orzekł Chmielowiec.
Obecna dyrekcja parczewskiego szpitala o śmierci dziecka dowiedziała się z doniesień prasowych. – Jest mi niezmierne przykro z powodu zaistniałej sytuacji – przyznaje Ryszard Kielar, pełniący obowiązki dyrektora szpitala w Parczewie. – Jak dotąd matce dziecka firma ubezpieczeniowa naszej placówki wypłaciła zadośćuczynienie za sam poród – zaznacza Kielar. – Trwają jeszcze postępowania w prokuraturze i sądzie, sprawę analizują biegli. Nie ma jeszcze decyzji w sprawie ewentualnej ugody bądź wypłaty odszkodowania rodzinie – tłumaczy p.o. dyrektora.
Rodzice dziewczynki skierowali też sprawę cywilną do Sądu Okręgowego w Warszawie. Chodziło o przyznanie renty dla Elizki. Wyrok jeszcze nie zapadł, odbyła się tylko jedna rozprawa.