Jest problem ze znalezieniem lekarza do prowadzenia oddziału ginekologiczno-położniczego w Parczewie. Szpital musiał zawiesić jego działalność.
Dotychczasowy ordynator Jerzy Czarnecki odszedł z placówki w połowie lipca. - Z dnia na dzień podjął decyzję, że po 30 latach pracy u nas chce iść już na emeryturę i rozwiązać kontrakt. Powiedział mi o tym w czerwcu. Namówiłem go, żeby kierował oddziałem jeszcze miesiąc- tłumaczy Ryszard Kielar, pełniący obowiązki dyrektora szpitala. Liczył, że w tym czasie znajdzie jego następcę. – Zamieściliśmy ogłoszenia, ale nikt się do tej pory nie zgłosił. Nie było żadnych rozmów- rozkłada ręce Kielar. O tej trudnej sytuacji mówił ostatnio na sesji radnym powiatu parczewskiego.
Wobec braku ordynatora, działalność oddziału została zawieszona. – Do 14 lipca doktor Czarnecki zapewniał dobre funkcjonowanie tej jednostki. Miałem do niego zaufanie. Teraz oddział stoi pusty i to oczywiście boli – przyznaje dyrektor.
Pacjentki wciąż jednak mogą korzystać z poradni w tym zakresie. – Mamy tam lekarzy, którzy pomimo zawieszenia oddziału nadal pracują. Dodatkowo przyjeżdża lekarz położnik z Lubartowa, który pacjentki w ciąży będzie kierował do lubartowskiej placówki- tłumaczy Kielar.
Oddział od 2018 roku przynosił jednak straty, łącznie ok. 3,5 mln zł. Liczba porodów stale malała. – W ubiegłym roku było ich mniej niż 200. A na przykład w Lubartowie ponad 500- wskazywał radnym dyrektor. Jego zdaniem, nie tylko o biznes tu chodzi. – Bezpieczeństwo kobiety jest najważniejsze. Nie chciałbym igrać z życiem pacjentki i noworodka bez zabezpieczenia odpowiedniego personelu – zaznacza Kielar.
Jednak, radny Bartosz Hawryluk (Przyjazny Powiat) miał wątpliwości w tej kwestii. – Ponad 30 kilometrów do szpitala w Lubartowie może działać zniechęcająco na młodych ludzi, by zostać w Parczewie- stwierdza. – Czy szpital wcześniej próbował pozyskiwać lekarzy z tych placówek, gdzie zamykano ginekologię? - dopytywał szefa placówki.
Na przykład w Międzyrzecu Podlaskim porodówkę zlikwidowano w 2020 roku, m.in. z uwagi na spadek liczby porodów i stratę finansową. – Musimy znaleźć taką kadrę, która zapewni bezpieczeństwo oddziału. Jeśli inne szpitale też zamykają te jednostki, to również z uwagi na brak lekarzy- uważa dyrektor.
Póki co, oddział jest zawieszony do 15 października. – Niewykluczone, że będzie dłużej. Zapraszam chętnych ginekologów-położników do nas. To nasz wspólny cel. Jeśli znacie takich specjalistów, to im zaproponujcie- apelował do radnych Kielar.
Parczewska lecznica tylko do połowy roku wygenerowała ponad 5 mln zł straty. – Przede wszystkim zagwarantowane ustawowo podwyżki dla pracowników mają na to wpływ. Niestety, im wyższe wynagrodzenia, tym strata będzie większa, bo większość oddziałów mamy finansowanych na zasadzie ryczałtu. Jedyny ratunek to świadczenia nielimitowane- przyznaje szef placówki. Ale w jego ocenie i tak potrzeba rozwiązań systemowych. – Bo inaczej sytuacja finansowa szpitala nie będzie lepsza. Będziemy się zadłużać, bo placówka musi istnieć- przekonuje Kielar.
Mało dzieci rodzi się nie tylko w parczewskim szpitalu, bo to tendencja krajowa. W ubiegłym roku odnotowano 272 tysiące narodzin. To o 33 tysiące mniej w porównaniu do 2022 roku.