Ponad 1100 protestów wyborczych wpłynęło do Sądu Najwyższego - informuje RMF FM. Niektóre z nich zostały już zarejestrowane, pozostałe natomiast ciągle czekają na swoją kolej.
Protest wyborczy można było składać od dnia podania wyniku wyborów do publicznej wiadomości. Zainteresowani mieli na to trzy dni, czyli termin minął wczoraj. Jak czytamy na stronie Sądu Najwyższego, "protest może dotyczyć naruszeń, które miały miejsce zarówno w czasie głosowania podstawowego (I tura – 28 czerwca br.), jak i w czasie ponownego głosowania (II tura – 12 lipca br)."
Jak podaje RMF FM, do tej pory wpłynęło ponad 1100 protestów wyborczych. Dokładną liczbę mamy poznać w przyszłym tygodniu. Co ciekawe, napływają one nie tylko z kraju, ale również z zagranicy – Stanów Zjednoczonych, Wielkiej Brytanii czy Tajlandii.
– To może być rzeczywiście coś nowego. W związku z czym też nasze orzecznictwo będzie tutaj w znacznej mierze precedensowe. W tej skali na pewno nie rozstrzygamy do tej pory protestów nadsyłanych z zagranicy – mówi Aleksander Stępkowski, rzecznik Sądu Najwyższego, cytowany przez portal Rmf24.pl.
Dodajmy, że przy okazji poprzednich wyborów prezydenckich, w 2015 roku, takich protestów było 58.
Na razie nie wiadomo, czego dotyczą zgłoszone protesty. Sąd Najwyższy podaje na swojej stronie internetowej dwa powody ich zgłaszania: "dopuszczenie się przestępstwa przeciwko wyborom, określonego w rozdziale XXXI kodeksu karnego, którego popełnienie ma wpływ na przebieg głosowania, na ustalenie wyników głosowania lub na wyniki wyborów lub naruszenie przepisów kodeksu dotyczących głosowania, ustalenia wyników głosowania lub wyników wyborów, które ma wpływ na wynik wyborów."