Nasz czytelnik jest zbulwersowany bezczynnością w sprawie zabytkowego młyna wodnego w Osmolicach. Sprawą starał się zainteresować urzędy, ale dopiero po naszych pytaniach zaczęło się coś dziać
Chodzi o modrzewiowy młyn wodny w Osmolicach Pierwszych. Ponad 150 lat temu wybudował go Juliusz Stadnicki, dziad ostatniego właściciela majątku w Osmolicach. Młyn turbinowy, dwukondygnacyjny z dużym poddaszem użytkowym został wpisany na listę zabytków.
– Jestem lokalnym regionalistą i interesuję się historią gminy Strzyżewice. Krew mnie zalewa, gdy jestem w okolicy młyna nad Bystrzycą w Osmolicach. Miejscowa żuleria zrobiła sobie w środku „klub towarzyski”. Alkohol i inne takie rzeczy – opowiada nasz Czytelnik. – Drobniejsze wyposażenie młyna już ukradli, zostały tylko ciężkie koła młyńskie. Budynek jest w dobrej kondycji, drewno jest zdrowe – zapewnia.
Czytelnikowi leży na sercu los tego obiektu. – Zadzwoniłem do Wojewódzkiego Konserwatora Zabytków. Pani mnie zbyła, powiedziała, że na kontrolę mogą przyjechać w przyszłym roku. Za rok to z tego młyna może zostać tylko kupka popiołu. Chuligani zaprószą ogień i będzie po wszystkim – przewiduje regionalista.
Zadzwoniliśmy do Wojewódzkiego Urzędu Ochrony Zabytków w Lublinie. – Dziś pojedziemy na miejsce i zobaczymy, w jakim stanie zachowania znajduje się młyn w Osmolicach. Bardziej szczegółowych oględzin w formie kontroli właściciela młyna dokonamy ok. 20 marca. Zaznaczam jednocześnie, że za stan zabytku odpowiada jego właściciel. Wyniki kontroli posłużą do podjęcia dalszych działań, to jest wydania zaleceń pokontrolnych bądź nakazu wykonania prac zabezpieczających – deklaruje dr Dariusz Kopciowski, wojewódzki konserwator zabytków.
Kto zatem jest właścicielem tego obiektu? Do 2017 roku młyn był w zarządzie Zespołu Szkół Rolniczych w Pszczelej Woli. Dziś formalnie opiekę nad zabytkiem roztacza Powiat Lubelski.
– Sprawa jest bardziej skomplikowana, niż to się na pierwszy rzut oka wydaje. Jesteśmy właścicielem tego obiektu, ale nie mamy pomysłu, co dalej z nim robić. Do czasu, kiedy spełniał swoją pierwotną funkcję, nie było problemu. Dziś, ze względu na jego lokalizację, trudno mu znaleźć nową rolę. Dodatkowym problemem jest nadzór konserwatorski. Gdyby się znalazł rzetelny inwestor, to pewnie można byłoby się porozumieć w kwestii korzystnej dzierżawy czy sprzedaży – mówi Zdzisław Antoń, starosta lubelski.
Na razie trzeba poczekać na wyniki kontroli konserwatora zabytków. Do sprawy wrócimy.