Marek Maj, prezes Zakładów Tytoniowych w Lublinie, ma do dyspozycji hondę acoord. – To model w specjalnej serii dla biznesu,
z automatyczną skrzynią biegów, klimatyzacją – mówi dyrektor. Dwa lata temu auto kosztowało 120 tys. zł. – Przy naszych zyskach stać nas nawet na luksusowego lexusa, ale każdy zakup powinien być wyważony finansowo. Nie czas na takie samochody.
Firmy państwowe, nawet te osiągające wysokie zyski, ostrożnie podchodzą do zakupu nowych aut. – Staramy się utrzymywać zakupy na właściwym poziomie, nie wychylać się w żadną stronę – mówi Tadeusz Karczmarczyk, wiceprezes Lubelskich Zakładów Energetycznych Lubzel. – Nie może przecież szef takiej firmy jak nasza jeździć starym, psującym się polonezem. Nieuzasadnione też jest kupowanie dla niego oszałamiająco drogiego auta. Prezes Lubzelu jeździ zatem toyotą camry z 1992 r., zarząd ma do dyspozycji dwuletniego forda mondeo. – Co prawda planujemy zakup nowych aut, będą to dwa lub trzy land rovery, ale trafią one do brygad naprawczych, gdzie zastąpią wysłużone uazy – dodaje Karczmarczyk. – Nie zamierzamy wymieniać aut dla członków zarządu. Z naszych informacji wynika, że tylko dwie firmy państwowe kupiły w zeszłym roku nowe auta.
W Cukrowni „Wożuczyn” był to ford mondeo z klimatyzacją za ponad 86 tys. zł. Z kolei prezes WSK Świdnik dostał volkswagena passata za ok. 80 tys. zł. Auto zostało kupione w – jak to zaznaczono – promocyjnej cenie na początku 2001 roku. – Musieliśmy kupić nowe auto, bo poprzednie zostało rozbite. Wybraliśmy samochód, który gwarantuje najwyższy poziom bezpieczeństwa – mówi Jan Mazur, rzecznik WSK Świdnik.
Prezes Bogdanki jeździ nissanem maxima z 1999 r. Auto kosztowało ok. 130 tys. zł. Mimo takiej ceny Zbigniew Krasowski, dyr. ds. technicznych i inwestycyjnych Lubelskiego Węgla Bogdanka, ocenia, że „to nie jest ekstraklasa samochodowa”. – Wybieramy raczej samochody z trzeciego szeregu. Liczy się komfort jazdy. Dla nas auto to miejsce pracy – mówi.
Szef najbogatszej firmy na Zamojszczyźnie – Zamojskiej Korporacji Energetycznej – jeździ oplem omegą z 1999 r. – Auto za 130 tysięcy złotych kupiliśmy w firmie Opel „Energozam”, w której ZKE ma udziały – wyjaśnia Artur Sternik, rzecznik prasowy ZKE.
Ale nie wszystkie państwowe firmy stać na kupno auta dla prezesa. – Jeżdżę prywatnym, na który nie dostaje nawet ryczałtu – mówi Roman Wereszczyński, prezes Fabryki Łożysk Tocznych
w Kraśniku.
Okazuje się jednak, że nie wszyscy szefowie mają służbowe auta.
– W zasadzie poruszam się tylko po Lublinie. Do tego nie potrzebuję służbowego samochodu – mówi Tadeusz Fijałka, prezes Miejskiego Przedsiębiorstwa Wodociągów
i Kanalizacji w Lublinie.