Wystarczy mieć dużo ziemi, zaorać ją raz w roku i już można liczyć na dopłaty z Unii Europejskiej. Hektary mają także politycy. Z pieniędzy nie zrezygnują nawet ci, którzy twierdzą, że dopłaty to fikcja.
Przewodniczący Lepper przyznaje jednak, że
jeśli dopłaty będą, to je weźmie.
Podobnego zdania jest poseł Józef Żywiec, lider wojewódzki Samoobrony, który przepisał swoje ponad 30-hektarowe gospodarstwo na syna.
Krzysztof Szydłowski, senator SLD, jest największym obszarnikiem
- Kiedy kupowałem ziemię od AWRSP, nie było jeszcze mowy o dopłatach - podkreśla. - Moja inwestycja była związana z chęcią posiadania lasu i planuję te grunty w przyszłości zalesić. Są to ziemie gorszej klasy. Nie zastanawiałem się nad tym, czy będę chciał dokupić jeszcze jakieś grunty.
Senator Szydłowski nie chciał ujawnić, gdzie kupił ziemię.
Dodał jedynie, że jest to teren poza starym województwem lubelskim.
Poseł Leszek Świętochowski (PSL) ma 12,33 ha.
Poseł Franciszek Jerzy Stefaniuk (PSL) jest właścicielem 11,29 ha gruntów.
Z dopłat jest zadowolony marszałek Henryk Makarewicz (PSL), który ma 30-hektarowe gospodarstwo: - Na chwilę obecną jest to
jedyne rozsądne rozwiązanie.
Piotr Włoch (SLD), wicemarszałek województwa lubelskiego wraz z żoną posiada 98 ha na terenie powiatu bialskiego:
- Nie liczę na dopłaty. To nie jest gospodarstwo rolne. W przyszłości moja żona ma zamiar stworzyć tam ośrodek sportowo-rekreacyjny.
- Przez 3 lata po akcesji opłaty wyniosą średnio
400 zł na jeden hektar
W województwie lubelskim jest 260 tys. gospodarstw. Największa, licząca ponad 5 tys. ha, jest farma położona w powiecie chełmskim.
Jedno z największych gospodarstw (1,2 tys. ha) w powiecie łęczyńskim należy do Jacentego Arasimowicza. J. Arasimowicz przyznaje, że jest sympatykiem Samoobrony i podkreśla, że
cieszy się z dopłat.
W Sejmie jest projekt ustawy, w którym jest mowa o tym, że dopłaty zostaną ograniczone tylko do gospodarstw, których powierzchnia nie przekracza 300 ha.