Amator sportu i rekreacji, podróżujący z młodzieżą po Europie, także na rowerze. Jednocześnie dziennikarz
i poeta - autor kilku tomików poezji, animator kultury, który zorganizował kilka konkursów artystycznych o ogólnopolskim zasięgu. Czy łatwo domyślić się od razu, że jest to ksiądz?
- Moja recepta na życie? - zastanawia się, ale tylko przez krótką chwilę. - Najważniejsze to być z ludźmi, wsłuchiwać się w ich problemy, dzielić ich radości, uczestniczyć w codziennych sprawach. Przecież ewangelia oznacza dobrą nowinę, nie można jej jedynie nauczać na katechezie.
Zaczynał w Puławach. Nie tylko swoją pracę w kościele, ale też swoją przygodę z kulturą. Organizował konkursy poetyckie, wydawał parafialne pismo, powołał również do istnienia teatr. Potem został przeniesiony do Lublina. I tu również zajmował się nie tylko pracą duszpasterską, redagował pismo "Korona”, lubelskiego "Gościa Niedzielnego”, publikował kolejne tomiki poezji. i organizował konkursy artystyczne. Kilka lat temu osiadł w Ludwinie jako proboszcz parafii pw. Matki Bożej Częstochowskiej.
Zmiana miejsca nie oznaczała jednak zmiany pasji, a tylko ich rozwijanie. W kościele występują prowadzone przez Marię Guz zespoły "Wiejadło” i "Dysonans” oraz teatr "Quo Vadis”, którym opiekuje się Małgorzata Pobereżko. On sam ogłasza kolejne konkursy poetyckie i plastyczne o tematyce religijnej cieszące się zainteresowaniem nie tylko w Polsce, ale i za granicą.
Wciąż angażuje się w życie społeczne. Wie, że wielkie znaczenie w wychowaniu młodego pokolenia ma sport. Dlatego nie tylko kibicuje w rozgrywkach rozgrywanych w pięknej hali sportowej wybudowanej przez gminę. Uczestniczy również w biegach organizowanych na wiosnę i jesiennych wyścigach rowerowych. Wraz z uczniami wybrał się nawet na rowerową pielgrzymkę do Rzymu. Wyjeżdżał ze swoimi podopiecznymi za granicę na spotkania młodzieży.
- Młodzi potrzebują, aby być z nimi razem - mówi. - Trzeba wyjść z zakrystii i razem z nimi pójść na stadion, na ulice, spać na podłodze na rajdzie, a nie tylko narzekać, że młodzież z roku na rok coraz gorsza. Jeśli groziłbym im z ambony, to skutek byłby taki, że więcej nie przyszliby do mnie. A kiedy ja idę do nich, to zawsze spotkamy się gdzieś w połowie drogi.