Chwile grozy w poniedziałek przeżyła rodzina, która podróżowała drogą ekspresową S17. Kobieta straciła przytomność, więc jej mąż zjechał na plac i zaczął ją reanimować. Wsparli go puławscy policjanci, a następnie ratownicy pogotowia.
Rodzina jechała S17, gdy pasażerka, 66-letnia kobieta, żona kierowcy, źle się poczuła i straciła przytomność. Mężczyzna zjechał na Miejskie Obsługi Podróżnych w Sarnach, zatrzymał się przy stacji paliw. Z pomocą córek wyniósł żonę na zewnątrz auta i zaczął próbę jej reanimacji.
Traf chciał, że w tym samym czasie, po drugiej stronie placu, przerwę w pracy mieli policjanci z puławskiej drogówki - sierżanci szt. Paweł Gral i Paweł Sztobryn. W pewnym momencie podszedł do nich kierowca ciężarówki, który dostrzegł, że na drugim końcu placu dzieje się coś niepokojącego. Funkcjonariusze podjechali we wskazane miejsce. Jeden z nich natychmiast zawiadomił pogotowie, a drugi zajął się poszkodowaną. Następnie na zmianę, do przyjazdu karetki, prowadzili resuscytację krążeniowo-oddechową.
Gdy pacjentka była już w karetce, udało się przywrócić jej funkcje życiowe. Kobieta odzyskała oddech, wróciło również krążenie. Ratownicy zabrali ja do szpitala w Puławach. Niestety, stan 66-latki nadal jest ciężki.
- Nie było to pierwsze zdarzenie tego typu w codziennej służbie naszych funkcjonariuszy. To kolejny dowód na to, że udzielona szybko i profesjonalnie pomoc jest najważniejsza - mówi podkom. Ewa Rejn-Kozak, rzecznik KPP w Puławach.