Prokuratura sprawdza, kto podał niemowlakowi z Puław amfetaminę. Jego matka nie ma pojęcia, jak mogło dojść do zatrucia.
Jednak lekarze z Puław nie potrafili jej pomóc. Dlatego odesłali niemowlę do szpitala w Lublinie z podejrzeniem zapalenia opon mózgowo-rdzeniowych. Jednak specjaliści z Dziecięcego Szpitala Klinicznego wykluczyli tę chorobę. A dziewczynka nadal zachowywała się dziwnie: nie było z nią żadnego kontaktu, przez dłuższy okres zamierała w bezruchu. Ale równocześnie zdarzało się, że głośno płakała lub krzyczała.
- Dlatego lekarze przeprowadzili kolejne badania, które miały ustalić, czy nie jest pod wpływem środków farmakologicznych. I wtedy okazało się, że dziecko jest pod wpływem środków odurzających - informuje Agnieszka Osińska, rzecznik DSK.
Jak poinformowała nas puławska prokuratura, tym środkiem odurzającym była amfetamina. Śledczy prowadzą śledztwo w kierunku spowodowania u dziecka ciężkiego uszczerbku na zdrowiu. Grozi za to do 10 lat więzienia.
- Chcemy ustalić, w jaki sposób podano narkotyk dziecku. W tym celu policjanci zabezpieczyli wszystkie środki farmakologiczne, które były mu podawane w mieszkaniu i szpitalu. Teraz zostaną zbadane przez biegłego - informuje Dariusz Lenard, prokurator rejonowy w Puławach.
Po tygodniu dziewczynkę wypisano ze szpitala. Była już w dobrym stanie, choć wcześniej - twierdzą specjaliści - groziło jej śmiertelne niebezpieczeństwo.
- Przedawkowanie amfetaminy może spowodować śmierć dorosłego człowieka, a co dopiero pięciomiesięcznego niemowlaka. Widocznie jego organizm poradził sobie z narkotykiem albo dawka była stosunkowo mała - mówi Iwona Sztajner z lubelskiego Monaru.
Policjanci przesłuchali już matkę dziecka. - Kobieta sama je wychowuje. Twierdzi, że nigdy nie miała kontaktów z narkotykami i nie wie, w jaki sposób jej dziecko się zatruło - mówi prokurator Lenard.