48 - tylko taką liczbą miejsc dysponuje puławskie schronisko dla bezdomnych. Ale choć wolnych miejsc teoretycznie już dawno nie ma, w praktyce przyjmowany jest każdy, kto przyjdzie.
Przychodzą sami lub przywożą ich policjanci i Straż Miejska. Funkcjonariusze zabierają z ulic nawet tych, którzy się opierają. A trzaskający mróz wymógł na władzach miasta jeszcze jedną zmianę w przepisach. Teraz do schroniska przyjmowani są także bezdomni będący pod wpływem alkoholu.
- Kilka dni temu przewieziono mężczyznę z odmrożonymi nogami. Jest już w szpitalu i kto wie, czy nie grozi mu amputacja - mówi kierownik.
Ale to prawdopodobnie nie jedyna ofiara tej zimy. Aby było ich jak najmniej, na korytarzach rozkładane są materace, a podopieczni zawsze mogą liczyć na ciepły posiłek. Pracownicy schroniska mają pełne ręce roboty. - Telefon dzwoni kilkanaście razy dziennie z pobliskich miejscowości: Kazimierza, Markuszowa czy Wilkowa z prośbą o przyjęcie bezdomnych - dodaje kierownik Kowalewska.