W puławskich sklepach sprzedających jednoślady nie brakuje klientów. Prawdziwe oblężenie przeżywają także serwisy. Ich pracownicy nie kryją, że ledwo nadążają ze realizacją zleceń, a czas oczekiwania na naprawę dochodzi już do tygodnia.
Jak mówią handlowcy, klienci najchętniej kupują rowery górskie i trochę bardziej uniwersalne crossy. Coraz większą popularnością z roku na rok cieszą się także rowery szosowe. Powoli w zapomnienie idą natomiast konstrukcje oparte na standardowych jeszcze kilkanaście lat temu, 26 calowych kołach. Obecnie, jak przekonują sprzedawcy, na topie są te znacznie większe 28, a nawet 29 calowe. Rośnie także świadomość klientów co do klas osprzętu, co tyczy się szczególnie młodzieży. Swego rodzaju „magia” nazwy Shimano już nie działa. Teraz liczy się konkretny, uznana klasa, jak Alivio, Deore, czy XT.
Co najczęściej się psuje? Jak mówi Grzegorz Haba ze sklepu „Atol”, chodzi głównie o proste wymiany klocków hamulcowych, łańcucha, czy wolnobiegu. – Zdarzają się również kłopoty ze sztycą, suportem, czy hamulcami hydraulicznymi. Wielu problemów można byłoby uniknąć, gdyby właściciele rowerów bardziej o nie dbali, pamiętając np. o smarowaniu łańcucha i nie zostawianiu roweru na zewnątrz przez całą zimę – mówi serwisant, przyznając, że pracy nie brakuje. O wykonaniu naprawy „od ręki” możemy co najwyżej pomarzyć. – Codziennie składamy nowe rowery przygotowując je do sprzedaży, a także naprawiamy te, które zostały u nas kupione. Naprawdę jest co robić – przyznaje.
Podobnie jest w innym puławskiej serwisie „Rowery Tak”. – Obecnie mamy około 70 rowerów, a jesteśmy tutaj tylko we dwóch i już nie dajemy rady – mówi Roman Skomra, jeden z pracowników serwisu przy ul. Lubelskiej. Dodaje, że najszybciej idzie wymiana opon i dętek. Najtrudniejsze są natomiast naprawy suportu. – To trwa często nawet godzinę, gdy się zapiecze, bardzo trudno jest go odkręcić – tłumaczy. Jakie błędy popełniają klienci? – Młodzież lubi ostro hamować, a przez to szybko ściera klocki. Błędem jest także brak zajęcia się rowerem po sezonie lub przed jego rozpoczęciem. Niektórzy jeżdżą po prostu dotąd, aż coś się stanie – dodaje serwisant.
Co ciekawe, jesienią lub w okresie zimowym, serwisy świecą pustkami, a ich pracownicy mają sporo wolnego czasu. Z kolei, gdy tylko zrobi się cieplej, dochodzi do trwającego kilka tygodni oblężenia porównywalnego tylko z kolejkami przy zakładach wulkanizacyjnych. Jak podpowiada jeden ze sprzedawców, najlepiej iść na przekór temu trendowi i serwisować swój rower po sezonie. Wtedy nie natkniemy się na kolejki, a wiosną sprzęt będzie gotowy do jazdy.