Laborantki robiły badania nad palnikiem butli gazowej, ponieważ szpitalne laboratorium odcięto od gazociągu. -Jeżeli dyrektor nie spłaci długów, zakręcimy kurki w całym szpitalu - grozi Zakład Gazowniczy
Laborantki poradziły sobie. Wstawiły do pomieszczeń butlę z gazem. - Było to ogromne utrudnienie, ale praco szła na bieżąco. Pacjenci nie musieli dłużej niż zwykle czekać na swoje wyniki - dodaje Lasota.
Powodem przykręcenia kurka z gazem są długi szpitala w Zakładzie Gazowniczym w Lublinie. Szpital zalega na ponad 200 tys. zł. Nie płaci, bo nie ma pieniędzy. - Napisałem jednak oświadczenie poświadczone notarialnie, w którym zgodziłem się na zajęcie konta szpitalnego przez zakład, jeżeli nie będę płacił za gaz - mówi Zbigniew Orzeł, dyrektor szpitala. - Długi spłacać miałem w ratach. Z ostatnią spóźniłem się cztery dni. A zakład od razu odłączył gaz. Nie dość, że naraził mnie na koszty aktu notarialnego, to jeszcze jego pracownicy weszli na mój teren bez mojej zgody.
Po wyłączeniu gazu w laboratorium gazownicy zażądali od szpitala spłaty całości zadłużenia. I to do końca czerwca. - To niehumanitarne - skarży się Orzeł. - Przecież mają w garści mój akt notarialny. Już bardziej ekskluzywnego i wiarygodnego dokumentu nie mogli ode mnie dostać.
Zakład Gazowniczy jest nieugięty. - To było ostrzeżenie - twardo stawia sprawę Zenobia Piotrowicz, dyrektor ds. finansowo-ekonomicznych w zakładzie. - Dyrektor notorycznie nie płaci. Zalega od lutego. Skoro się zobowiązał do rat, w ogóle nie powinien się spóźniać. Jeżeli nie będzie płacił, odetniemy od dostaw cały szpital.
Takim postawieniem sprawy Orzeł jest zbulwersowany. - Narażają życie pacjentów - twierdzi. - Złożę doniesienie do prokuratury. Szpital ma 200 wierzycieli i tylko dwaj są tacy bezwzględni. To właśnie Zakład Gazowniczy i Centrum Krwiodawstwa.
Wczoraj w południe w laboratorium pojawili się pracownicy gazowni. Podłączyli gaz. Na jak długo? Przypomnijmy - ultimatum mija z końcem czerwca.
Ewa Stępień