Ukrywający się w Kazimierzu Dolnym pracownik firmy ochroniarskiej, który przywłaszczył sobie ponad milion złotych usłyszał zarzuty. Grozi mu do 10 lat pozbawienia wolności.
Mężczyzna w lecie odebrał utarg ze sklepów i restauracji jednego z warszawskich centrów handlowych na Ochocie. Zamiast zawieźć je do firmy, zabrał je i uciekł. Przed świętami na jego trop wpadła stołeczna policja.
- Pojawiła się informacja o zdarzeniu drogowym, które miało miejsce na terenie powiatu puławskiego. Brał w nim udział samochód ubezpieczony na Grzegorza L. To znacznie zawęziło krąg jego poszukiwań - wyjaśnia Przemysław Nowak z Prokuratury Okręgowej w Warszawie.
Po wykonaniu tak zwanych czynności operacyjnych, funkcjonariusze ustalili adres poszukiwanego konwojenta. Jak się okazało, zaszył się w Kazimierzu Dolnym, gdzie wynajmował dom. Przed świętami odwiedzili go policjanci, którzy na powitanie założyli mu kajdanki. Znaleziono przy nim ponad 1,2 mln złotych, cztery magazynki z ostrą amunicją i służbową broń. Co ciekawe, po przeliczeniu gotówki okazało się, że jest jej więcej, niż zgłosiła poszkodowana w tej historii firma ochroniarska. Dodatkowe 20 tys. złotych miały pochodzić z wygranych w grach hazardowych.
Do Kazimierza Dolnego Grzegorz L. trafił kilka tygodni przed zatrzymaniem. Wcześniej ukrywał się w różnych miejscach na terenie Polski. Poruszał się kilkuletnią toyotą. Starał się nie rzucać w oczy. Podczas przesłuchania przyznał, że pieniądze zabrał działając pod wpływem chwili, nie planując tego wcześniej. W stolicy zostawił rodzinę. Nie wiadomo, czy utrzymywał z nią kontakt. Jego żona jeszcze w lecie mówiła dziennikarzom, że jej mąż prawdopodobnie nie żyje.
Teraz konwojenta czeka proces przed sądem. - Prokuratura stawia mu zarzut przywłaszczenia 1,2 mln złotych oraz broni służbowej, za co grozi do 10 lat pozbawienia wolności - informuje prokurator Nowak.
Decyzją sądu, mężczyzna trafił do tymczasowego aresztu. Śledczy pracują już nad aktem oskarżenia, który powinien być gotowy w ciągu najbliższych tygodni.