Dzięki protestowi w obronie lip na Lipowej opinia publiczna zobaczyła, że w akcję zaangażowały się nie jakieś ekoświry – jak pieszczotliwie nazywają obrońców drzew internetowi hejterzy – ale mieszkańcy pobliskich kamienic, którzy najbardziej odczują brak zieleni wzdłuż ulicy. Czy dzięki ich determinacji słynna lipa „Krzysztof” i jej koleżanki unikną topora lub wyrywania z korzeniami?
Skoro Ratusz po coraz głośniejszych protestach jest w stanie „po ponownej głębokiej analizie” ocalić kolejne drzewa, to może i „Krzysztof” nie zostanie ścięty i będzie cieszył oko i płuco kolejnych pokoleń.
W cieniu Bogu ducha winnych drzew doszło nawet do przełomowego ideowego zbliżenia szefa opozycyjnego klubu PiS z radnym z prezydenckiego klubu. Zapewnili mieszkańców, że zrobią wszystko, żeby zakopać topór wiszący nad drzewami. Powinni się tylko spieszyć zanim w jakimś zbiegu okoliczności w „Krzysztofa” niechcący, w nocy, wjedzie jakaś koparka albo ciężarówka i go powali. Bo ostatnio w Lublinie zbiegów okoliczności przy sztandarowej drogowej inwestycji w centrum miasta było całkiem sporo.
Problem ochoczego rżnięcia wszystkiego co zielone to dyscyplina popularna nie tylko w Lublinie. Donosiliśmy wczoraj, że rzeź na dużo większą skalę odbywa się w Chełmie. Mieszkańcy zyskają 3 km ścieżki rowerowej. Koszt: 102 dorodne drzewa. Oczywiście jak w każdym przypadku urzędnicy przekonują, że będą tzw. nasadzenia kompensacyjne. Gdyby wcześniej użyli jednak jakiejkolwiek wyszukiwarki internetowej, to być może wpadliby chociażby na takie pouczające spostrzeżenie, że „jeden duży buk produkuje tyle tlenu, co mniej więcej tysiąc siedemset 10-letnich, małych buków. To właśnie duże drzewa tak naprawdę są potrzebne w miastach, a nie ich małe sadzonki”.
Tak mówił w rozmowie z Polską Agencją Prasową dr Dominik Drzazga z Katedry Zarządzania Miastem i Regionem na Wydziale Zarządzania Uniwersytetu Łódzkiego. Podobnych wyliczeń i porównań jest zresztą bez liku. Wystarczy poczytać. Albo spytać tych, którzy się na tym znają.
Czy protest w Lublinie będzie przełomowym momentem, w którym urzędnicy opracowujący wytyczne do projektów przebudowy, czy budowy nowych dróg i ścieżek rowerowych, zanim zdecydują o postawieniu krzyżyków na kolejnych drzewach „kolidujących z inwestycją”, przeanalizują przed, a nie po fakcie, słuszność swoich zamierzeń? Bo wzorzec typu: „wycinaj i buduj” jest społecznie niestrawny.
A tak poza tym starych drzew naprawdę się nie przesadza.