Kończą rolnicze szkoły, obsługują maszyny, pracują w polu. Ale właścicielami gospodarstw rolnych są dużo rzadziej niż mężczyźni. Rzadziej też starają się o unijne dotacje.
Kobiety, które zajmują się rolnictwem przyznają, że same w gospodarstwie nie pracują. - Razem z mężem hodujemy bydło opasowe, ponad 160 sztuk - mówi Anna Kowalczyk z Tarkawicy w powiecie lubartowskim. - Mąż zajmuje się wypasem bydła, a ja obrządkiem. Gospodarstwo jest zmechanizowane, więc pracować jest dużo łatwiej.
Pani Anna jest absolwentką szkoły rolniczej. - Najpierw w Kocku, później w Kijanach - mówi. - Kiedy ja się uczyłam dziewczyn było sporo. Pół na pół z chłopcami.
- Od 19 lat prowadzimy z mężem gospodarstwo sadowniczo-chmielarskie - opowiada Agnieszki Kulig z miejscowości Polanówka w powiecie opolskim. - W gospodarstwie praktycznie robię wszystko to co mąż. Ciągnik też prowadzę. Tylko nie wykonuję oprysków, choć środki chemiczne rozrabiam. Mąż jest zawodowym kierowcą, więc większość obowiązków w gospodarstwie spada na mnie.
W Technikum Pszczelarskim w Pszczelej Woli dziewczyn nie ma zbyt wiele. - Kiedyś przeważały, później było ich tyle co chłopców, a teraz w klasie są jedynie 3-4 dziewczyny. Stanowią maksymalnie 30 proc. uczniów - mówi Bożena Stępień, zastępca dyrektora Zespołu Szkół Rolniczych Centrum Kształcenia Praktycznego w Pszczelej Woli. - Po skończeniu szkoły zajmują się pszczelarstwem, prowadzą profesjonalne pasieki. Choć myślę, że bardziej specjalizują się w hodowli matek pszczelich. Kobiety chyba mają większą cierpliwość. Pozyskiwanie miodu to jest ciężka praca - dodaje Stępień.
Mniej kobiet niż mężczyzn stara się też o unijne dotacje. W programie "Ułatwianie startu młodym rolnikom” dla osób do lat 40, na blisko 2,5 tys. rolników, którzy otrzymali wsparcie, było ponad 700 pań. W trwającym właśnie nowym naborze, na 920 złożonych wniosków, 142 zostały złożone przez mieszkanki Lubelskiego.