Kamil Z., były prezes pozostającej obecnie w likwidacji „Wojskowej Izby Pamięci” w Kocku usłyszał zarzut przywłaszczenia mienia należącego do Muzeum Sił Powietrznych w Dęblinie.
Chodzi o wojskową ciężarówkę Star 660. Auto miało zostać omyłkowo zezłomowane
Wojskowy Star z 1977 roku o numerach SO-1/LOT i rejestracji UFE 6352, był jednym z eksponatów dęblińskiego MSP. W 2014 roku ciężarówka, za zgodą ówczesnej dyrekcji placówki, została wypożyczona do „Wojskowej Izby Pamięci” w Kocku. Jej prezesem był wtedy Kamil Z., miejscowy amator-pasjonat militariów. Star, jak tłumaczy, wspólnie z innymi eksponatami, miał tworzyć rodzaj mobilnej, objazdowej kolekcji. Plany te były realizowane tylko przez pewien czas. Auto widziano na zlotach wojskowych pojazdów m.in. w Darłowie i Bornem-Sulinowie. Po kolejnych latach stowarzyszenie odpowiadające za „Izbę” zostało rozwiązane, a ona sama przeszła w stan likwidacji.
Co się stało z pożyczoną ciężarówką?
Według porozumienia z MSP, Star 660 miał zostać zwrócony najpóźniej do października 2020 roku. Nic takiego jednak nie miało miejsca. Zgubą pod koniec zeszłego roku zainteresował się nowy dyrektor dęblińskiego muzeum, Paweł Pawłowski. Gdy jego rozmowy z Kamilem Z. nie przyniosły oczekiwanych rezultatów, o sprawie powiadomił policję. Dochodzenie dotyczącego dęblińskiego eksponatu podjęła także Prokuratura Rejonowa w Rykach. W toku prowadzonych prac śledczy postawili Kamilowi Z. zarzuty.
– Prowadzimy dochodzenie przeciwko Kamilowi Z. któremu zarzucamy przywłaszczenie mienia należącego do Muzeum Sił Powietrznych w Dęblinie. To jest art. 284, paragraf 2 – precyzuje Paweł Jarzyna, zastępca szefa ryckiej prokuratury.
Sam podejrzany przekonuje, że prawa nie złamał. Przyznaje się jedynie do omyłkowego zezłomowania eksponatu. W jego opinii, ryzyko zniszczenia auta uwzględniała zawarta umowa. Dlatego w tej sytuacji, jako likwidator „Izby”, dopuszczał możliwość wypłaty odszkodowania w wysokości do 6 tys. zł. Dęblińskie muzeum pieniędzy jednak nie chce. Jego dyrektor oczekuje natomiast zwrotu eksponatu. W jego zniszczenie nie wierzy i prosi o pomoc wszystkich, którzy znają miejsce jego przechowywania.
Jak to możliwe, że renomowane Muzeum Sił Powietrznych zgodziło się na wypożyczenie swojego eksponatu mało znanemu stowarzyszeniu prowadzonemu przez amatorów, a następnie przez lata nie weryfikowało stanu technicznego, miejsca składowania, a nawet istnienia swojego eksponatu? Na sugestie internautów, którzy wytknęli muzealnikom brak choćby przeglądów konserwatorskich, pracownicy MSP odpisali, że sprawa jest „skomplikowana”.