Na osiedlach spółdzielni Kolejarz w Białej Podlaskiej śmieci można wyrzucać tylko w określonych godzinach i to pod okiem oddelegowanego pracownika. – To jest jakaś pomyłka – oburza się mieszkanka bloku przy ulicy Władysława Jagiełły. Spółdzielnia tłumaczy, że to sposób na zmotywowanie ludzi do segregacji odpadów.
Spółdzielnia Kolejarz administruje blokami w trzech lokalizacjach, oprócz tego przy ul. Władysława Jagiełły, są jeszcze osiedla przy ulicy Sidorskiej i Lotniczej. I w każdym z nich od Nowego Roku mieszkańcy nie mogą swobodnie wyrzucać śmieci.
– Na kilka dni przed końcem roku, pojawiły się te informacje, że do wiat śmietnikowych odpady będzie można oddawać tylko w wyznaczonych godzinach – mówi pan Przemysław.
Mieszkańcy mogą to zrobić rano, od godz. 6.30 do 7.30 i później, od 17.00 do 18.00, a w soboty tylko przez godzinę wieczorem. – To jakiś specyficzny przypadek. A co, jeżeli ludzie pracują w tych godzinach, mają przecież różne dyżury. To jest uciążliwe – oburza się mieszkaniec.
– Nie dość, że jest podwyżka za odbiór, to jeszcze zostaliśmy pozbawieni wolności, co do pory pozbywania się śmieci – dziwi się pan Przemysław.
W tym roku w mieście zmienia się system naliczania opłat. Nie będzie tak jak do tej pory od osoby, tylko od ilości zużytej wody. Ma to uszczelnić system, bo obejmie on wszystkich mieszkańców. Opłata będzie iloczynem zużytej wody z danej nieruchomości (średnia z poprzedniego roku) i kwoty 5,20 zł (miesięcznie). Do tej pory naliczana od osoby opłata wynosiła 8 zł w przypadku segregacji lub 20 zł w przypadku odpadów niesegregowanych. Z wyliczeń samorządu wynika że średnie zużycie wody w gospodarstwie to 3 metry sześcienne, co daje opłatę ok. 16 zł miesięcznie za odpady (5,20 zł trzeba pomnożyć razy 3 metry sześcienne zużytej wody).
– Co w przypadku, jeżeli spóźnimy się lub zaśpimy na "drzwi otwarte" do wiat śmietnikowych? To jest absurd – komentuje mieszkaniec.
Na tym nie koniec, odpady przy śmietniku odbiera pracownik oddelegowany ze spółdzielni. Sprawdziliśmy to w sobotę o godz. 17.00 przy ulicy Władysława Jagiełły. Faktycznie, na miejscu była pracownica, która otworzyła wiatę. – Ja wiem, że niektórzy narzekają. Ale ten śmietnik był wcześniej zagracony. Ludzie wszystko wynosili – przyznaje kobieta.
Czy zagląda ludziom do śmieci? – Pojemniki są podpisane, ale niektórzy rzucają gdzie popadnie, a ja segreguję. Czasami słyszę jak puszka zabrzęczy nie tam, gdzie trzeba. Wtedy to wyjmę. Czasami obstukam worek i wiem, że to frakcja mokra – tłumaczy.
Przy śmietniku robi sie tłoczno. – Słyszałam, że w piątek była tu kolejka – zaznacza inna mieszkanka. – Gdzie wrzucić torbę po cukrze, a gdzie butelkę po oleju? – dopytuje pracownicę inna mieszkanka. Większość wrzucających śmieci, to ci, którzy je segregują.
– Jednak to, że nie można przyjść i wyrzucić śmieci, kiedy się chce, to jest jakaś pomyłka. Śmietnik powinien być otwarty całą dobę – uważa inna młoda kobieta.
– To wygląda tak, że muszę patrzeć na zegarek, aby nie przegapić godziny, żeby pójść do śmietnika. A jak się nie uda to co, smrody mam w domu trzymać? – denerwuje się nasza rozmówczyni. Jej zdaniem to dyskryminacja. – Do tej pory, ludzie powinni nauczyć się już segregować.
Ale pracownica osiedla przyznaje, że są też mieszkańcy, którzy wszystko w jednym worku przynoszą. – To jest wygodnictwo –oburzają sie zgromadzeni przy śmietnisku, pokazując, że przecież na każdym pojemniku jest dokładny opis tego, co można wrzucać.
Tymczasem kierownictwo spółdzielni tłumaczy, że w ten sposób chce przyzwyczaić mieszkańców do segregacji. – Do tej pory zapłaciliśmy łącznie blisko 28 tys. zł kary za niesegregację. Dlatego zamknęliśmy osłony śmietnikowe – podkreśla Helena Taranko, prezes spółdzielni.
Kary pieniężne spółdzielnia musiała doliczyć mieszkańcom w opłatach za wywóz śmieci. Objęło to wszystkich. – Niektórzy segregują skrupulatnie, ale inni, głównie ci wynajmujący lokale, nie przykładali do tego uwagi – zaznacza Taranko. Dlatego wspólnie z radą nadzorczą spółdzielni ustalono nowe zasady. – To są godziny proponowane, jesteśmy otwarci na ich dostosowanie do potrzeb mieszkańców. Jednak każda godzina kosztuje, dlatego to ograniczyliśmy – podkreśla pani prezes.
Spółdzielnia próbowała się odwoływać od nałożonych kar. – Nawet do Naczelnego Sądu Administracyjnego, ale nasz wniosek został oddalony – przyznaje Taranko. – Ludzie pozwalali sobie na wszystko, a teraz pracownik dopilnuje, że żadnej butelki we frakcji mokrej już nie będzie.
Czy w ten sposób spółdzielnia przyzwyczai mieszkańców do segregacji? – Ludzie się jeszcze gubią, więc nasi pracownicy tłumaczą, co można, gdzie wrzucić. Zresztą sama od 2 tygodni niczym innym się nie zajmowałam, tylko śmieciami. Wydrukowaliśmy foldery, które trafiły do mieszkańców. Dołożyliśmy wszelkich starań – zapewnia prezes.
Przy wiatach śmietnikowych ma być też założony monitoring. – Altany śmietnikowe są własnością wspólnot i spółdzielni. Są przypisane do odpowiednich bloków. Miasto nie monitoruje opisanych przypadków – odpowiada Gabriela Kuc-Stefaniuk, rzecznik magistratu. W tym roku, urzędnicy nałożyli na mieszkańców obowiązek segregacji śmieci.