Dobra passa piłkarzy Marka Saganowskiego została brutalnie przerwana w Krakowie. Motor rozegrał beznadziejne zawody i zasłużenie dostał lanie od Hutnika. Do przerwy było 0:3, a ostatecznie żółto-biało-niebiescy przegrali aż 0:5.
W czterech ostatnich meczach piłkarze z Lublina wywalczyli 10 punktów, a do tego strzelili 10 goli. Wśród kibiców pojawił się optymizm i nadzieja, że będzie jeszcze szansa na załapanie się do baraży. Niestety, bardzo szybko Motor pokazał dużo gorsze oblicze.
A początek spotkania na Suchych Stawach wcale tego nie zapowiadał. Goście zaczęli zawody odważnie. W trzeciej minucie Tomasz Swędrowski mógł oddać piłkę na prawo, na lewo, a zdecydował się na strzał. Piłka poszybowała jednak wysoko nad bramką. Pierwsze fragmenty to przewaga ekipy z Lublina.
Powoli rozkręcali się jednak także gospodarze. W dziewiątej minucie to Hutnik miał swoją szansę. Krzysztof Świątek po rzucie rożnym uderzył w boczną siatkę, ale wywalczył kolejny korner. Po centrze na dalszy słupek piłkę zgrał Piotr Stawarczyk, a z bliska do siatki wpakował ją Tomasz Wojcinowicz.
Niedługo później znowu pod bramką Sebastiana Madejskiego zrobiło się gorąco, ponownie po stałym fragmencie. Wojcinowicz tym razem huknął obok słupka. W 17 minucie gospodarze dopięli swego. Tym razem centra z rzutu wolnego skończyła się golem Michała Kitlińskiego. Drużyna trenera Saganowskiego powinna błyskawicznie odpowiedzieć. Po wrzutce z narożnika boiska nieźle głową uderzył Rafał Król. Nieźle, bo zamiast w siatce piłka wylądowała na słupku.
Nie minęło jeszcze pół godziny, a już było po zawodach. Abdallah Hafez dograł w pole karne do Krzysztofa Świątka. Ten drugi został jednak zatrzymany przez defensywę Motoru, a piłka wróciła do Egipcjanina, który spokojnie uderzył do pustej bramki. W tym momencie kibice z Lublina jeszcze bardziej przypomnieli sobie mecz z września 2018 roku, kiedy do przerwy przegrywali na Suchych Stawach 0:5. W końcówce pierwszej połowy po podaniu Świątka o mały włos Kitliński nie zaliczył zresztą czwartego trafienia.
Początek drugiej połowy znowu był obiecujący w wykonaniu gości, bo szybko szansę miał Piotr Ceglarz. Później Hutnik „siadł” jednak na rywalach i nie pozwalał im na rozwiniecie skrzydeł. Kitliński wpakował nawet piłkę do siatki, ale wcześniej w górę poszła chorągiewka i z powodu pozycji spalonej bramka nie została uznana. Niestety, w 65 minucie nic już nie stanęło na przeszkodzie, żeby Michał Król do spółki z Madejskim zaliczył kuriozalnego „swojaka”. „Grodek” zagrywał do swojego bramkarza, a ten popełnił fatalny błąd i przepuścił piłkę do siatki.
Cztery minuty później po akcji Świątka strzelał Hafez, ale Madejski zdołał odbić piłkę. Problem w tym, że pierwszy do futbolówki dopadł Kamil Sobala i podwyższył na 5:0. Drużyna z Krakowa na pewno pokazała się z bardzo dobrej strony. Jeszcze w 80 minucie Hutnik wychodził wysoko do rywali i nie pozwolił im rozgrywać spokojnie piłki przed polem karnym. Podopieczni trenera Szydełki naprawdę walczyli o każdą piłkę, czego nie można powiedzieć o Motorze, który zaliczył katastrofalne zawody, zwłaszcza w defensywie. O ile z przodu coś udawało się jeszcze zdziałać i w szesnastce gospodarzy naprawdę robiło się kilka razy gorąco, to defensywa gości była dziurawa, jak szwajcarski ser.
Jedyny pozytyw jest taki, że kolejny mecz już w środę. Na Arenę Lublin przyjedzie GKS Katowice. A piłkarze chyba tym razem będą bardziej zmotywowani, żeby wynagrodzić kibicom lanie w Krakowie.
Hutnik Kraków – Motor Lublin 5:0 (3:0)
Bramki: Wojcinowicz (9), Kitliński (17), Hafez (26), Madejski (65-samobójcza), Sobala (69).
Hutnik: Leszczyński (85 Dul) – Wojcinowicz, Stawarczyk, Kędziora, Olszewski, Jakli, Kieliś, Świątek (86 Czarniecki), Hafez (75 Tetych), Zmorzyński (74 Gajda), Kitliński (63 Sobala).
Motor: Madejski – M. Król, Grodzicki, Cichocki (46 Świderski), Wawszczyk, Wójcik, Swędrowski, Kumoch (86 Jagodziński), R. Król (42 Kunca, 70 Pakulski), Ceglarz (86 Duda), Ropski.
Żółte kartki: Wojcinowicz, Hafez – Wójcik, Cichocki, Ropski, Kumoch.
Sędziował: Jacek Lis (Katowice).