(fot. GORNIK.LECZNA.PL)
ROZOWA z Marcinem Broniszewskim, drugim trenerem Górnika Łęczna
Jak będzie wyglądał okres przygotowawczy?
– Do 15 stycznia jest wolne dla zawodników. Piłkarze dostali indywidualne plany treningowe, które muszą zrealizować tylko po to, by łatwiej było im znieść okres przygotowawczy. A ten nie będzie łatwy. Przygotowujemy się na miejscu. Warunki w Łęcznej mamy bardzo dobre i z tego skorzystamy. Nie ma sensu wydawać pieniędzy na zgrupowanie, żeby mieć gdzieś takie same warunki, jakie mamy tu.
Zimą będzie chcieli wzmocnić zespół. Na jakie pozycje najbardziej potrzebujecie zawodników?
– W każdej formacji jest nam potrzebny piłkarz, który będzie prezentował umiejętności zbliżone albo wyższe od tych, które mają nasi obecni zawodnicy.
Nawet na pozycji bramkarza?
– Myślę, że tak. Patrykowi Rojkowi przyda się rywalizacja. O Sergiuszu Prusaku nie chcę się wypowiadać, bo to doświadczony gość, więc w tym względzie jest poza konkursem.
A jest on w ogóle brany pod uwagę w rywalizacji między słupkami?
– Pewnie, że tak. "Serek" jest natomiast doświadczonym zawodnikiem, ale borykał się z problemami zdrowotnymi. W tym wieku, po tylu latach zawodowego grania, wychodzą różne stare urazy. "Serek" musi się z tym uporać.
Macie już listę zawodników, którym chcielibyście się przyjrzeć czy dopiero się rozglądacie?
– Mamy w planie, by od początku przygotowań przyglądać się teoretycznie nowym zawodnikom. Nie chcemy robić wielkich spędów. Chcemy obserwować około sześciu testowanych zawodników, którzy przyjadą się sprawdzić.
Nad czym będziecie musieli najbardziej pracować zimą?
– Okres przygotowawczy w I, II i III lidze trwa bardzo długo. Tradycyjnie będziemy się skupiać na kondycji, sile, szybkości, szybkości wytrzymałościowej oraz taktyce, taktyce i jeszcze raz taktyce.
Trener Smuda jest znany z tego, że przygotowania są u niego mocne…
– Zawodnicy o tym wiedzą, bo jest tu jeszcze kilku chłopaków, którzy "zderzyli" się z trenerem Smudą w przeszłości. To są ciężkie treningi, ale absolutnie do przeżycia. Jest jeden warunek – trzeba pokochać zmęczenie i wierzyć w to, że ciężka praca przyniesie efekty.
Współpracuje pan z Franciszkiem Smudą już w którymś klubie z rzędu. Stworzyliście mocny duet. Rozumiecie się bez słów?
– W niektórych sytuacjach na pewno tak, ale są takie dni, kiedy pojawiają się nowe sytuacje i wtedy uczymy się właściwie reagować. Generalnie, przez tyle lat więcej było tych momentów, gdy rozumieliśmy się dość dobrze.
Jak to jest, że ta współpraca udaje wam się tak długo?
– Trudno powiedzieć. Być może chodzi o to, że wzajemnie się uzupełniamy. Trener Smuda jest mocną osobowością. Wszyscy doskonale o tym wiedzą. Ja mam inne usposobienie i na inne rzeczy zwracam uwagę. Nie kryję tego i trener Smuda doskonale o tym wie, że mam swoje plany i ambicje, by być kiedyś pierwszym trenerem. Niemniej, godnie i pokornie wykonuję obowiązki, które są mi obecnie zlecane.
Więc jak wygląda podział obowiązków?
– Trener Smuda nakreśla cel, jaki należy zrealizować i co go konkretnie interesuje. Dobór środków treningowych, planowanie i podziały spadają na moje barki, trenera Nazaruka i trenera Norko. Radzimy sobie z tym doskonale.
Wielu obserwatorów jest zdania, że trener Smuda, to stara szkoła trenerska. On też czasem nie jest do końca brany na poważnie. Jak pan się do takich głosów odnosi?
– Trener jest w zawodzie od 50 lat, zjadł zęby na piłce. Jedno jest pewne i w tym obszarze piłka się nie zmieniła – trzeba biegać. Obecnie zawodnicy wykonują coraz większą ilość sprintów. Trener całe życie był zwolennikiem tej szkoły, by bazować na wybieganiu. Stąd ta łatka przylgnęła do trenera, że to stara szkoła. On każe biegać, ale w każdym sporcie trzeba być dobrze przygotowanym fizycznie. Tego się nie da zmienić.
Franciszek Smuda i Marcin Broniszewski są jak ogień i woda?
– Może i tak... Ten balans tak się często rozkłada w zespole. Jeśli pierwszy trener jest mocny, zdecydowany i charyzmatyczny to ten drugi jest nieco mniej ostry wobec piłkarzy
Dobry i zły glina?
– Dokładnie, chociaż są takie dni, że ja przejmuję rolę tego złego. Kiedy podsumowujemy rozegrane mecze, to bywam wręcz brutalny – wytykam błędy i nie ma taryfy ulgowej dla nikogo.
Wiosnę zaczniecie z pułapu piątego miejsca. Lepiej byłoby uciekać czy jednak gonić?
– Trudno powiedzieć, co jest lepsze – czy uciekanie, czy gonienie. Ostatnie doświadczenie, które zebrałem, czyli awans z Widzewem, to po jesieni była gonitwa, a nie ucieczka. I wyszło to nie najgorzej. Zobaczymy jak obecna drużyna zareaguje na zaistniałą sytuację.