Challenge Cup piłkarek ręcznych Ten puchar to sukces wszystkich osób związanych ze środowiskiem piłki ręcznej w naszym regionie
Jeszcze rok temu atmosfera w lubelskim szczypiorniaku przypominała pogrzebową stypę. Klub pod wodzą Nevena Hrupca zaliczył jeden ze swoich najgorszych sezonów w historii i zakończył rozgrywki poza podium. Zespół wydawał się być wewnętrznie skłócony, stosunki pomiędzy wieloma ludźmi w klubie też delikatnie mówiąc nie były najlepsze. Dziś Perła wygląda jednak zupełnie inaczej, a organizację finału Challenge Cup można stawiać za wzór nawet czołowym ekipom z Europy.
Ojców sukcesu jest wielu. Największe zasługi mają oczywiście same zawodniczki oraz Robert Lis. 44-letni szkoleniowiec zapewnił sobie miejsce w historii klubu, a co niektórzy kibice w Lublinie chcą już mu stawiać pomnik. Fani mają rację, bo Lis nadał temu zespołowi charakter. Ta drużyna przypomina nieco jego samego. Bo Robert Lis to człowiek zadziorny, inteligentny, profesjonalny, nie bojący się ciętych ripost i ambitny aż do przesady. Te wszystkie cechy ma również Perła i te atuty pozwoliły szczypiornistkom z Lublina wygrać Challenge Cup.
Dlatego z tak wielkim zdziwieniem spotkała się pomeczowa wypowiedź Silvi Navarro Gimenez. – Żałuję, że gra nie była czysta, a zespół z Lublina nie zagrał fair play. Nie powinno być pewnych zachowań lubelskiego klubu. Dla ludzi w Hiszpanii takie rzeczy są niezrozumiałe – powiedziała bramkarka Rocasy. O co chodziło doświadczonej golkiperce? O sytuacje z ostatniej minuty, kiedy Robert Lis wziął przerwę na żądanie i umożliwił swojej drużynie wcześniejsze świętowanie. W kulturze hiszpańskiej jest to odbierane jako brak szacunku. – Zrobiłem to, aby nasi wspaniali kibice mieli chwilę dla siebie. To nie był brak respektu dla rywala. Jeżeli Hiszpanie mówią o szacunku, to brakiem kultury osobistej jest fakt, że trener rywalek odmówił mi podania ręki po meczu – mówi Robert Lis. Trudno się z nim nie zgodzić, bo Lis to chyba ostatni człowiek, któremu można zarzucić brak kultury osobistej.
Trzeba pamiętać również, że niedzielny sukces to składowa wielu świetnych ruchów, które poczyniono w klubie w ostatnim sezonie. Należy tu wspomnieć chociażby o władzach miasta na czele z Prezydentem Krzysztofem Żukiem, które zawsze mocno wspierały klub. Wypada wymienić m.in. Marcina Bielskiego, który jako dyrektor zarządzający na początku poprzedniego sezonu nie bał się kilku odważnych decyzji. Dużą cegiełkę dołożył również prezes Mariusz Szmit. Klub może być stawiany jako wzór profesjonalizmu, a to w dużej mierze zasługa właśnie Szmita.
W Lublinie panuje moda na piłkę ręczną, co jest wynikiem świetnego marketingu. Marta Daniewska i jej ludzie sprawiają, że spotkania lubelskiej ekipy to prawdziwe święto pełne atrakcji dla kibiców. Dmuchane zamki, konkursy w przerwie czy wreszcie znakomici spikerzy – to wszystko zachęcado przyjścia na mecze Perły całych rodzin. Wisienką na torcie była również akcja marketingowa „Wracamy na tron”, która zaangażowała całe lubelskie środowisko, nie tylko to związane z piłką ręczną.
Trzeba jednak pamiętać, że klubowi nie wolno spocząć na laurach. Perłę czekają nowe wyzwania, zarówno sportowe, jak i organizacyjne. Lublinianki czeka w przyszłym sezonie gra w Lidze Mistrzyń. Jeszcze wprawdzie nie jest wiadome czy będą musiały grać w turniejach kwalifikacyjnych, czy miejsce w fazie grupowej dostaną z urzędu. Niezależnie od tego do tych wyzwań trzeba się odpowiednio przygotować zarówno od strony sportowej, jak i organizacyjnej. Ale to już jest rola działaczy oraz sztabu szkoleniowego...