Godzina 15. Pod budynek Komendy Powiatowej w Świdniku podjeżdża nowiutki opel vectra – duma naszej drogówki. Jeszcze tylko radar, ostatnie przygotowania i ruszamy na patrol. Obaj policjanci to starzy wyjadacze, którzy w życiu niejedno widzieli.
Prosto spod igły
Vectra ma niewiele ponad dwa miesiące. Pod maską silnik 1.8 litra, 125 koni mocy. Jak na policyjny „wózek”, to niewiele. – Na patrolowanie wystarcza, ale gdyby był jakiś pościg, to mogłoby zabraknąć mocy– mówi sierżant Marek Siembida. – Ale i tak mamy najlepiej wyposażony radiowóz w komendzie – dodaje sierżant Grzegorz Stanisławski, pokazując z dumą sprzęt audio w vectrze. Nie ukrywają, że zazdroszczą kolegom z Lublina pościgowego opla., który ma pod maską 3,2 litrowy silnik i ponad 200 koni mocy, nie wspominając o kamerach rejestrujących samochody z każdej strony. Ruszamy w kierunku Piask.
Nie lubią kolejki, płacą mandaty
Stajemy przy dwupasmówce K-12, czyli przy drodze piaseckiej. Patrol lokuje się naprzeciwko tzw. przelotki, na której nie wolno zawracać. Chodzi o przejazd, tuż za lewoskrętem z głównej drogi do Świdnika, jadąc od strony Lublina. Często trzeba stać tam w korku i sprytni kierowcy, aby nie tracić czasu zawracają na zakazie.
Na pierwszego „klienta” nie trzeba długo czekać, raptem 2 minuty. Kierowca saxo widział radiowóz, ale myślał, że mu się upiecze. Nic z tego. Pomylił się. – Dzień dobry. Kontrola drogowa – mówi sierżant Marek Siembida. Po sprawdzeniu dokumentów zaprasza młodego człowieka do radiowozu. Rutynowa procedura: sprawdzenie danych w policyjnym komputerze oraz konta punktowego. Wszystko w porządku. – Panie kierowco, czy wie pan, o co chodzi? – pyta sierżant Siembida. – No, ...chyba była zakaz zawracania – odpowiada niepewnie kierowca. – Nie chyba, a na pewno – stwierdza z uśmiechem policjant. Chwila rozmowy. I kara. Taryfikator idzie w ruch. Jak się okazuje, młody kierowca to student, jechał z uczelni. Żaka traktujemy ulgowo. Mandat z dolnej półki oraz pięć punktów karnych. Kierowca nie protestuje. Okazuje się nawet, że sam chciałby zostać policjantem. Wypytuje funkcjonariuszy, gdzie trzeba się zgłosić.
Po chwili mamy kolejnego delikwenta. Mało nie wjechał w radiowóz. Inni kierowcy – widząc vectrę z „kogutami” – rezygnują z manewru zawracania. A za sam zamiar nie można karać...
Miał szczęście
Ulica Wyszyńskiego. Patrol prewencji zatrzymał kierowcę, od którego czuć alkohol. Jedziemy. Do akcji wkracza sierżant Marek Siembida z alkomatem. Kierowca kombinuje. Widać, że jest zdenerwowany. Stara się zatkać językiem wlot ustnika, udając, że dmucha w urządzenie. – Niech pan nie kombinuje – poucza go sierżant. Udaje się dopiero w czwartej próbie. Na wyświetlaczu pojawił się wynik: 0,11 promila. Dla pewności jedziemy na komendę. Tak kierowca jest zbadany na stacjonarnym urządzeniu. Taki sam wynik, czyli w normie. Kierowcy ulżyło. Gdyby wpadł kilka godzin wcześniej, najprawdopodobniej straciłby prawo jazdy. mógł mieć powyżej dopuszczalnej normy 0,2 prom. Przyznał jednak, że poprzedniego dnia był na imprezie.
Śledzie w ładzie
Policyjna służba to także wesołe historie. – Kiedyś zatrzymaliśmy do kontroli samochód – opowiada sierżant Stanisławski. – Kierowca przekroczył prędkość. Kierujący ze śpiewnym akcentem mówi: – Co pan będziesz krajana karał, przecież ja z Hrubieszowa. To nic, że obydwa miasta oddalone są od siebie ponad 100 kilometrów...
– Innym razem zatrzymaliśmy Ukraińca, który przed Bożym Narodzeniem wracał do siebie z towarem. W starej ładzie był tylko fotel kierowcy. Do tego ogrodzony deskami. W środku po okna łada była załadowana…śledziami. Luzem. – Jak ten człowiek tam wytrzymał, to nie wiem. Na szczęście było zimno – dorzuca sierżant Siembida.
Inna kategorią są przygody o podtekście erotycznym. Na nocnych patrolach i takie sytuacje się zdarzają. – Patrolowaliśmy osiedlową uliczkę. Patrzę, a w zaparowanym samochodzie pojawia się głowa i po chwili znika. I tak kilka razy. Nic, tylko złodziej się chowa. Zgasiliśmy światła i po cichu podjechaliśmy do podejrzanego auta. Otwieram drzwi i świecę latarką. A tam golusieńka para w trakcie amorów. No cóż, panienka spłonęła rumieńcem – opowiada sierżant Stanisławski.
Jackowo – pomiar na radar
Kolejny punkt kontroli to Jackowo. Niebezpieczna droga przez miejscowość z ograniczeniem do 50 km/h. – Kiedyś ustawiliśmy tam fotoradar. Przez niespełna dwie godziny zrobił ponad 40 zdjęć. Tylu kierowców popełniło wykroczenie.
Ustawiliśmy się koło sklepu, wzbudzając zainteresowanie okolicznych mieszkańców. Pierwsza „wpada” pani Kasia. Jechał o 29 km/h za szybko. – Jakie znaki były po drodze? – pyta sierżant Stanisławski. Pani Kasia nieśmiało odpowiada, że znak ograniczenia. Jak się okazuje, miesiąc temu odebrała prawo jazdy. Czas na pierwszy w życiu mandat.
Na policyjny „strzał” z radaru nadziało się jeszcze kilku innych kierowców. Najszybszy jechał prawie „stówą”. Przez nieco ponad godzinę policjanci zarobili dla budżetu państwa blisko 2 tys. złotych. Na taka kwotę wypisali mandaty.
Czas wracać na komendę. Ale to nie koniec pracy. Czekają na nich setki zdjęć z całego kraju. Na nich samochody ze świdnickimi rejestracjami. To ci, którzy wpadli na policyjne fotoradary. Trzeba ich teraz odszukać, sprawdzić adresy i wysłać mało sympatyczne dla nich pisemko...
Paweł Puzio
Fot. Jacek Mirosław
Ramka:
Co radiowóz ma w środku
Policjanci z naszego patrolu byli uzbrojeni w pistolety P-99. Każdy miał załadowany magazynek z 16 nabojami plus jeden zapasowy o takiej samej objętości. W bagażniku vectry spoczywały pachołki, kolczatka, znaki drogowe niezbędne podczas kontroli, apteczka pierwszej pomocy. W środku było zainstalowane specjalne gniazdo do podłączenia radaru oraz halogenowa lampka do czytania dokumentów nocą.