Świdnicki dworzec już nie straszy, ale i tak nie wszystkim się podoba. Dlaczego? Bo budynek z dużą poczekalnią zastąpiła zadaszona wiata. - Nie ma gdzie się schować przed wiatrem i deszczem. Zimą to będzie tragedia - narzekają pasażerowie.
- Ostatnio odbierałam z dworca znajomą. Czekała na mój przyjazd kilkanaście minut i zmarzła na kość - mówi Zofia Wąchała, emerytka ze Świdnika. - Teraz nie ma gdzie się schować się przed zimnym wiatrem. Aż strach pomyśleć, co będzie w zimie...
- To ma być dworzec? To wiata nie dworzec - irytuje się starszy człowiek, którego spotkaliśmy na peronie.
Świdnicki Urząd Miasta odcina się od problemu. - Obecny wygląd dworca to decyzja tylko i wyłącznie kolei. Nikt tego z nami nie konsultował - mówi Artur Soboń, rzecznik UM.
Dlaczego nie mamy już dworca z prawdziwego zdarzenia? Bo według PKP to… jedyne rozwiązanie, żeby uniknąć kolejnych dewastacji obiektu. - Tylko w taki sposób możemy utrzymać jego wygląd. Tam zwykle kończyły się dyskoteki i po kilku miesiącach po remoncie nie było śladu - tłumaczy dyrekcja lubelskiego oddziału PKP Nieruchomości.
Kolejarze uważają też, że utrzymywanie w tym miejscu dużego dworcowego budynku mija się z celem. Stacja Świdnik-Miasto nie jest stacją węzłową, miejscem gdzie pasażer długo czeka na przesiadkę. Podobnego zdania są miejscy urzędnicy.
- Tu zatrzymują się tylko osobowe i pośpieszne do Chełma i Lublina. Ruch kolejowy nie jest tu rozwinięty, więc nie ma mowy o długim oczekiwaniu na pociąg - mówi Soboń. Zaprzecza też, by do Urzędu Miasta dotarły jakiekolwiek skargi od pasażerów. - Jak dotąd wielu skarżyło się tylko na jego obskurny wygląd - dodaje.
Nie wszyscy pasażerowie narzekają na brak ścian na peronach i poczekalni.
- Domyślam się, dlaczego dworzec nie jest zabudowany. Do tej pory na dworcu roiło się od podejrzanego elementu. Wcześniej było brudno, cuchnęło, wszędzie walały się butelki po alkoholu. Nowe rozwiązanie jest lepsze. Kilka minut na świeżym powietrzu nikomu nie zaszkodzi, a dworzec będzie czystszy - mówi Stanisław Siemiński, rencista.