Jedynie 340 zł zarobił przez miesiąc mieszkaniec Świdnika, który pracował w firmie produkującej meble. Pracodawca potrącił mu 500 zł z wynagrodzenia
za szkody, które wyrządził.
Przy tej stawce pod koniec miesiąca mężczyzna miał dostać 840 zł, ale pracodawca odliczył mu od tej kwoty aż 500 zł. Zdaniem pracownika, te pieniądze miały pokryć rabat, którego firma udzieliła jednej z klientek. Trafiła do niej szafa, przy której pracował pan Andrzej. Omyłkowo przewiercił ścianki mebla. Usterki zostały naprawione przez majstra, ale kobieta i tak zażądała upustu.
– Od kolegi dowiedziałem się, że mebel miał nie tylko usterki spowodowane przeze mnie – twierdzi Naumiuk.
Właściciel firmy meblowej przekonuje jednak, że miał prawo potrącić pracownikowi 500 zł z pensji. – Naraził mnie na straty kilka razy. Majster go uprzedził, że odpowiada za to, co zepsuje – podkreśla mężczyzna.
Naumiuk twierdzi jednak, że nie został nawet ustnie poinformowany, że szef może mu potrącić pieniądze z wypłaty. – Kiedy zapytałem go, dlaczego mnie nie uprzedził o takiej możliwości, oświadczył, że jeżeli zatrudniam się do pracy to powinienem umieć pracować – wyjaśnia mieszkaniec Świdnika.
Okazuje się jednak, że nie wszystko jest jeszcze stracone. W umowie cywilnoprawnej, którą Andrzej Naumiuk podpisał z firmą meblarską, nie było zapisu, który mówiłby o tym, że odpowiada finansowo za szkody, które spowoduje. W takiej sytuacji może domagać się od firmy zwrotu kwoty potrąconej z pensji.
Przedmiotem sporu jest kwota 500 zł, więc koszty sprawy nie powinny być duże. – Opłata sądowa to 30 zł. Koszt sporządzenia pozwu to 120 zł – tłumaczy Dziuban.
Jednak również pracodawca może dochodzić swoich praw przed sądem. – Jeżeli pracownik nie poczuwa się do zapłaty za szkodę, to może mu to nakazać sąd – podkreśla Dariusz Dziuban.