Dyrektor szpitala powiatowego w Bychawie miał handlować "pochodzącym z przemytu" proszkiem do prania z Ukrainy – napisali pracownicy placówki w anonimowym liście do starosty lubelskiego. Ten zapowiada kontrolę. A szef jednostki przyznaje, że rzeczywiście przywoził proszek, ale nie z Ukrainy, a z Niemiec, a na jego dystrybucji nie zarabiał
Autorzy datowanego na 2 września anonimu informują starostę, że dwie pracownice bychawskiego szpitala w godzinach pracy mają sprzedawać „proszek do prania pochodzący z przemytu z Ukrainy, który nie posiada stosownych certyfikatów unijnych”.
– Wyżej wymienione panie sprzedają ten produkt bez paragonów fiskalnych w cenie 15 zł za pięciokilogramowe opakowanie. Dostawcą tego towaru jest pański podwładny, pan dyrektor Andrzej Strawa – czytamy w piśmie.
Okazja, tani proszek
Strawa placówką kieruje od 1 czerwca. Wkrótce Bychawę obiegła wieść, że w szpitalu można kupić tani proszek do prania. Mieszkańcy przekazywali sobie tę informację w codziennych rozmowach, SMS–ami czy za pomocą komunikatorów internetowych.
– Nikt nic nie wie, ale widzieli to wszyscy – słyszymy, gdy pojawiamy się na miejscu.
– Widziałem dwie takie sytuacje. Panie zabierały proszek z samochodu dyrektora do swoich gabinetów, a on sam sprzedawał go z samochodu na szpitalnym parkingu. To były duże dostawy, za każdym razem pełny bagażnik – mówi nam inny z pracowników.
Co na to szef placówki? – Nieprawdą jest, że to proszek ukraiński z przemytu. To proszek niemiecki, który kupiłem od importera i przywiozłem na prośbę pracownic, które stwierdziły, że cena jest atrakcyjna. Nie chodziło o zarobek, sprzedawałem go po cenie zakupu. To była chęć pomocy, bo wiadomo, że w służbie zdrowia zarobki nie są duże – tłumaczy Andrzej Strawa.
Jak twierdzi, sprowadził 60, może 70 opakowań proszku.
Będzie kontrola
Od mieszkańców słyszymy, że w tej sprawie zwracali się do radnej powiatu lubelskiego z PiS Anny Pawlas, która jednocześnie od lipca pracuje w bychawskim szpitalu na stanowisku referenta. – Nie byłam świadkiem takiej sytuacji, ale docierało do mnie wiele takich sygnałów. Mieszkańcy pytali, czy coś o tym wiem, dlatego chciałam zwrócić uwagę na ten problem. W nieoficjalnej rozmowie poinformowałam o krążących plotkach wicestarostę i członka zarządu powiatu z nadzieją, że zostanie to wyjaśnione. Ale nie wiem, czy zostały podjęte jakiekolwiek kroki – mówi Anna Pawlas.
Jeszcze w piątek rano, przed rozmową z dyrektorem Strawą, o sprawę zapytaliśmy starostę lubelskiego Zdzisława Antonia (PiS). Stwierdził, że listu nie widział i o rzekomym handlu proszkiem nic nie wie. Po kilku godzinach zapowiedział jednak, że opisywana sytuacja zostanie sprawdzona.
– To anonim, ale na tyle jednoznaczny, że się nie zastanawiałem i zleciłem kontrolę w placówce. Odbędzie się ona w poniedziałek, żeby te informacje potwierdzić albo im zaprzeczyć – mówi Antoń. – Jeżeli rzeczywiście były takie przypadki, konsekwencją może być złożenie zawiadomienie do służb kontroli skarbowej.