Rozpoczął się proces Moniki S., oskarżonej o zabójstwo swojego syna. Kobieta udusiła 10-latka - ustaliła prokuratura. Podczas śledztwa Monika S. przyznała się do winy.
Kobieta szczegółowo opisała śledczym przebieg zdarzenia. W piątek stanęła przed sądem. Nie wiadomo czy i jakie wyjaśnienia składała na sali rozpraw. Ze względu na charakter sprawy sąd częściowo wyłączył bowiem jawność procesu.
Monika S. początkowo zachowywała spokój. Nie mogła jednak powstrzymać łez, kiedy prokurator odczytywał akt oskarżenia, dokładnie wyliczając obrażenia 10-latka. Opisywał, jak matka zacisnęła ręcznik na szyi syna, usiadła na chłopcu i udusiła go.
Do tej zbrodni doszło w listopadzie 2019r. w hostelu w centrum Lublina. Rano jedna z pracownic znalazł w pokoju ciało chłopca. Leżał na łóżku, przykryty kocem. Filip przyjechał do Lublina trzy dni wcześniej razem z mamą. Kobieta wyszła z hostelu niedługo przed odnalezieniem zwłok. Miała wrócić za chwilę, ale już się nie pojawiła.
Kiedy odnaleziono chłopca, pracownicy zawiadomili policję. Monika S. była ostatnią osobą, która widziała 10-latka żywego. Od początku stała się więc główną podejrzaną. Zatrzymano ją dzień później w Puławach. Z nieoficjalnych informacji wynika, że zamierzała popełnić samobójstwo. Podczas późniejszego przesłuchania Monika S. przyznała się do zabójstwa syna. Dokładnie opisała, co działo się w hostelu.
Podczas śledztwa Monika S. Była badana przez psychiatrów i psychologa. Z ich opinii wynika, że zabijając syna kobieta nie miała ograniczonej poczytalności.
Nie wiadomo dokładnie, co pchnęło ją do zbrodni. Jednym z motywów mogą być poważne kłopoty finansowe. Monika S. Kierowała przed laty Bractwem im. Św. Alberta w Lublinie. Jednocześnie miała spore długi. Prokuratura ustaliła, że kobieta wyprowadziła z konta organizacji setki tysięcy złotych. Pieniądze wydawała na własne potrzeby. Miała też pomagać rodzinie w wyłudzaniu kredytów. Wystawiała im fałszywe zaświadczenia o zatrudnieniu i dochodach - dowodzą śledczy, którzy skierowali już do sądu akt oskarżenia w tej sprawie. i prokuratura
W grudniu 2018r., w związku z malwersacjami Monika S. trafiła do aresztu. Wyszła na wolność za poręczeniem majątkowym. Nadal jednak borykała się z poważnymi problemami finansowymi.
Kilka tygodni przed zabójstwem chłopca, Monika S. razem z synem i mężem zaczęła jeździć do różnych hoteli i pensjonatów. Jak później ustalono, nie płaciła za noclegi. Tłumaczyła mężowi, że została świadkiem koronnym więc musi często zmieniać miejsce pobytu. Na jeden z takich wyjazdów zabrała syna. Odebrała chłopca ze szkoły. Następnie oboje pojechali do hostelu, gdzie doszło do zbrodni. Sprawę Moniki S. rozstrzyga Sąd Okręgowy w Lublinie. Kobiecie grozi dożywocie.