Byłem, widziałem i dotykałem. Przyznaję, że ręce mi trochę drżały – mówi Jakub Żygawski, dyrektor Archiwum Państwowego w Zamościu o tym, jak miał okazję obejrzeć odnaleziony, a przez blisko 150 lat uznawany za zaginiony oryginalny akt lokacyjny Zamościa z kwietnia 1580 roku.
Ten wyjątkowy, niezmiernie ważny dla miasta dokument wróci do Zamościa 1 lipca. Data nie jest przypadkowa. Dokładnie rok wcześniej dyrektor Żygawski odebrał telefon z Krakowa. Dzwonił jego „serdeczny kolega”, prof. Wojciech Krawczuk, dyrektor tamtejszego Archiwum Państwowego. Powiedział, że ma akt lokacyjny Zamościa i że chce go miastu przekazać.
– Zamurowało mnie dosłownie – wspomina Żygawski. Bo podobnie jak wielu innych historyków był przekonany, że ten dokument wystawiony 10 kwietnia 1580 i podpisany przez Jana Zamoyskiego po prostu zaginął. – Cień nadziei na jego odnalezienie oczywiście istniał, ale w najśmielszych marzeniach nie przypuszczałem, że stanie się to za czasów mojej pracy w Archiwum Państwowym w Zamościu – opowiada.
Podpisany przez Jana Zamoyskiego akt lokacyjny od początku historii miasta był przechowywany w Ratuszu (wraz z dokumentami potwierdzającymi go wystawionymi w czerwcu 1580 roku na dworze króla Stefana Batorego). Kiedy jednak w 1811 roku rozpoczęła się rozbudowa twierdzy, zapadła decyzja o przetransportowaniu pergaminów do Szczebrzeszyna, a stamtąd, w roku 1843 do Archiwum Akt Dawnych w Lublinie. Tyle wiadomo na pewno. Późniejsze losy dokumentu są zagadką. Jedna z hipotez mówi o tym, że po likwidacji AAD był przewieziony do Wilna.
– Ale w spisach archiwaliów, które tam transportowano aktu lokacyjnego Zamościa nie było – mówi Żugawski i przywołuje jeszcze jedną z możliwych wersji wydarzeń mówiącą o tym, że pergamin mógł z lubelskiego archiwum wynieść ks. Mikołaj Kulaszyński, który w 1855 roku ukończył seminarium w Lublinie, a później był wikariuszem zamojskiej kolegiaty. Nie jest wykluczone, że chcąc ratować arcyważny dokument, przekazał go znajomemu konserwatorowi z Małopolski. To tłumaczyłoby, jak akt lokacyjny znalazł się w krakowskim Archiwum Państwowym.
Odnaleziono go przypadkowo, podczas przeprowadzki do nowej siedziby. W tym historycznym odkryciu wielka jest zasługa Aleksandra Korolewicza, kierownika oddziału akt miasta Krakowa. – Osobiście uczestniczył w pakowaniu dokumentów i zwrócił uwagę na jedyny, który nie dotyczył Krakowa, ale Zamościa. Zaczął go analizować i odkrył, że to akt lokacyjny podpisany przez całożyciela miasta – opowiada Jakub Żygawski.
Od tamtej pory minął rok. Bo choć dyrektor krakowskiego archiwum od razu zadeklarował chęć przekazania dokumentu, to do realizacji takich zamierzeń trzeba spełnienia wielu formalności, m.in. oficjalnej zgodny Naczelnego Dyrektora Archiwów Państwowych. W końcu się udało. Oficjalnie akt lokacyjny wróci do Zamościa już za półtora tygodnia.
– Uroczystość odbędzie się w Sali Consulatus Ratusza. Później dokument trafi do nas. Będzie oczywiście zdigitalizowany i następnie udostępniany w formie cyfrowej, ale planujemy też, aby przynajmniej jeden dzień można go było oglądać w oryginale – zdradza dyrektor archiwum. Mówi, że ten „dzień otwarty” odbędzie się najpewniej we wrześniu, gdy młodzież wróci z wakacji. Chodzi o to, by jak najwięcej osób miało okazję obejrzeć oryginał. Jakub Żygawski już go widział. Mówi, że jest w bardzo dobrym stanie.