Od momentu integracji z Unią Europejską, do sezonowej pracy za granicą wyjechało kilka tysięcy mieszkańców naszego regionu. Mniej szczęścia mają ci, którzy starają się o stałe zatrudnienie w konkretnych zawodach.
– Wiele osób nie zdaje sobie jednak sprawy, że to nie jest proste – tłumaczy Alina Fudali, dyrektor delegatury WUP. – Ludzie bez co najmniej podstawowej znajomości języka i doświadczenia zawodowego, na pracę za granicą nie mają najmniejszych szans.
Dlatego w dalszym ciągu najbardziej popularne są wyjazdy do pracy sezonowej, najczęściej w Niemczech, gdzie od początku roku do końca września trafiło ponad 11 tysięcy mieszkańców Zamojszczyzny. Zajęcie znajdowali przede wszystkim w ogrodnictwie i sadownictwie.
Wielu Polaków decyduje się też na wyjazd do któregoś z państw byłej piętnastki, by tam szukać pracy stałej. Jedną z metod znalezienia posady jest skorzystanie z sieci usług EURES, czyli Europejskich Służb Zatrudniania. Po 1 maja takie usługi świadczone są w każdym urzędzie pracy. – Zgłaszają się osoby gotowe robić dosłownie wszystko, byle tylko pracować – mówi Edyta Zielińska, powiatowy asystent EURES w Zamościu. – Niestety, nasza rola ogranicza się do wysłania odpowiednich dokumentów do Lublina, skąd trafiają w ręce doradcy Eures w kraju, z którego pochodzi oferta.
– Do dziś wpłynęło do nas 55 propozycji pracy na 246 stanowiskach m.in. z Wielkiej Brytanii, Irlandii, Cypru, Szwecji, Norwegii, Słowenii i Malty – mówi Jolanta Tkaczyk, doradca EURES w Lublinie, ale przyznaje, że pracę dostali nieliczni. – Jedna osoba pracuje w Wielkiej Brytanii jako opiekun społeczny, a 3 już wkrótce mają wyjechać do tego kraju, by podjąć pracę jako opiekunowie osób starszych. Czwórka „szczęściarzy” dostanie też zatrudnienie w Islandii przy pracach budowlanych.
Dzieje się tak, bo europejscy pracodawcy mają wygórowane wymagania. Żądają solidnego wykształcenia kierunkowego, kilkuletniego doświadczenia w danej branży i biegłej znajomości języka. Dlatego z góry eliminują osoby, które nie spełniają tych wymogów.