W maleńkiej podstawówce w Ciotuszy Starej (gm. Susiec) wrze. Protest rodziców przyjął niecodzienną formę: dzieci przestały chodzić do szkoły. Dyrektor nie ma sobie nic do zarzucenia.
Konflikt w tej szkole trwa od kilku miesięcy. Jednak szalę goryczy przelała sprawa jednej z pracownic, która przygotowuje dzieciom posiłki. Według protestujących, dobrze obrazuje to atmosferę w tej szkole.
- Dyrektor znalazł jakiś czas temu u tej pani dwie stare parówki i bułkę - złości się mieszkanka Ciotuszy Starej. - Zarzucił jej, że kradnie. Kobieta tłumaczyła, że zabrała je, bo były stare. Po co? Wiadomo, w gospodarstwie wszystko się przyda. O sprawie dowiedziały się dzieci. Wstyd.
- To mała szkółka, atmosfera powinna być w niej rodzinna - dodaje Leszek Kowalik, radny z Ciotuszy Starej. -Tak nie jest.
Rodzice zwrócili się do Franciszka Kawy, wójta gminy Susiec z wnioskiem o odwołanie dyrektora szkoły. Zdecydowali się także na bardziej drastyczne środki.
Jakie? Przestali posyłać dzieci na lekcje. W szkole uczy się 57 dzieci. W czwartek przyszło tam tylko 7 uczniów, a w poniedziałek 9.
UG nie chce się temu biernie przyglądać. Zwołano zebranie. Odbędzie się ono jutro o godz. 17. Pojawi się na nim wójt, dyrektor tej szkoły, przedstawiciele kuratorium i m.in. zbuntowani rodzice.
- Tylko dlatego posłaliśmy dziś dzieci do szkoły - zapewnia nas dzisiaj jeden z rodziców. - Spróbujemy rozmawiać. Jednak zamierzamy wylać wszystkie żale. Są to często może drobiazgi, ale ich lista jest długa. Ten dyrektor musi zostać odwołany.
Wójt rozumie rodziców. On także ma zastrzeżenia do pracy dyrektora.
- Udzieliłem mu nawet naganę - tłumaczy Franciszek Kawa. - Za co? We wrześniu przyjął nauczyciela do pracy, ale umowę podpisał z nim w drugiej połowie miesiąca. Efekt? Przez jakiś czas pracował bez umowy. To niedopuszczalne… A ten protest trzeba załagodzić. Zawiadomiłem już o sprawie kuratorium.
Zbigniew Dziurkowski, dyrektor SP w Ciotuszy Starej nie ma sobie nic do zarzucenia. - Bo nikt nie sprecyzował wobec mnie konkretnych zarzutów - dziwił się wczoraj w rozmowie z nami. - To, co do mnie dociera, to tylko kłamstwa i półprawdy. Naprawdę nikogo nie szykanuję. Sprawa parówek też została załatwiona. Co dalej? Dzisiaj uczniowie w szkole są, a z ich rodzicami porozmawiam.
Jan Lelonek, kierownik zamojskiego wydziału zamiejscowego Lubelskiego Kuratorium Oświaty nie chce na razie protestu komentować. - Badamy wszystkie doniesienia w tej sprawie - zapewnia. - Nie mogę na razie nic więcej powiedzieć.