Jestem zwyczajnym, anonimowym człowiekiem i dlatego nikt nie chce mi pomóc - płacze 79-letnia Władysława Wiśniewska ze Szczebrzeszyna. - Muszę się codziennie wspinać do domu. Nikogo to nie obchodzi.
- Załatwiam się w popiół w wiadrze i wyrzucam to do śmietnika - żali się staruszka. - Biegam także do toalety w szpitalu. To jest jednak dla starej kobiety za daleko. Od 1968 roku proszę w urzędzie o przyłączenie do mojego domu kanalizacji. Nigdy mojej sprawy nie rozpatrzono… Wszystko jak grochem o ścianę.
Jednak nie zamarzające szambo jest największym kłopotem pani Władysławy. Kobieta musi chodzić "do miasta” po stromej górce. W sumie ten odcinek to tylko kilkadziesiąt metrów. Jest on nieutwardzony.
- Muszę chodzić tędy do sklepu przynajmniej raz dziennie - opowiada. - Zimą i po deszczu jest bardzo ślisko. Czasami podpieram się kosturem, innym razem wdrapuję się prawie na czworakach. Wiele razy upadłam. Ostatnio tak potłukłam sobie miednicę, że nie mogłam chodzić.
Ta "górka” należy, według Wiśniewskiej, do miasta. Kobieta od lat prosi o wybudowanie tam schodków, lub wytyczenie chodnika i wysypanie żwirem. Również bez skutku. - Do mojego domu można wejść wprawdzie od strony ulicy Zamkowej, ale ja z tego nie korzystam - mówi pani Władysława. - Dlaczego? Aby dojść do sklepu, musiałabym iść pod górę, do ulicy Cmentarnej i w ten sposób okrążać… całe miasto. Nadrobiłabym ponad kilometr. Naprawdę nie mam na to sił.
Gdyby wybudowano schody do domu pani Władysławy, skorzystaliby na tym także inni mieszkańcy miasta. - Bo w podobnej sytuacji jest kilka rodzin - zapewnia kobieta. - Także turyści idący z centrum, mieliby łatwiejsze dojście do kirkutu.
Czy naprawdę pani Władysławie nie można pomóc? - Nie słyszałem o tej sprawie - zapewnia Jerzy Banaszkiewicz, zastępca burmistrza Szczebrzeszyna. - Przynajmniej do mnie ta pani nie zgłaszała się o pomoc. Oczywiście zainteresujemy się tym. Jeśli tej kobiecie będzie można pomóc, zrobimy to.
(gat)