– Z dworca Ostbanhof w Berlinie odebrał mnie młody człowiek podający się za syna Nowaczka. Wsiedliśmy do forda escorta. Natychmiast zażądał pieniędzy. Po drodze mieliśmy jeszcze odbić na xero mój paszport. Kiedy wysiedliśmy z samochodu, ten człowiek przypomniał sobie, że nie ma drobnych i wrócił po nie do auta. Wskoczył do środka, trzasnał drzwiami i tyle go widziałem – mówi Henryk P. z Zamościa.
Zrozpaczony mężczyzna z kilkoma markami w kieszeni był zmuszony nocą szukać posterunku policji w Berlinie. Niemieccy policjanci stwierdzili, że Henryk P. padł ofiarą tej samej polsko-niemieckiej szajki, która oszukała kilkanaście innych osób. Wtedy jednak werbowali ludzi z innych rejonów Polski i oferowali pracę w cukierni.
Prawie taki sam scenariusz miała berlińska przygoda Stanisława K. z Łęcznej, który do pracy w Niemczech pojechał zabierając ze sobą jeszcze dwóch kuzynów z województwa podkarpackiego. Cała trójka została podwieziona pod dom, w którym mieli zamieszkać. Tam pracodawca próbował ich zmusić do oddania paszportów, a gdy stanowczo zaprotestowali, zainkasował gotówkę i zniknął. Kiedy mężczyźni zdali sobie sprawę, że zostali oszukani, byli przerażeni. Nie znali języka ani miasta, nie wiedzieli gdzie szukać pomocy.
Przypadkiem spotkali w Berlinie polskiego kierowcę ciężarówki, który właśnie wracał do kraju. Rodak dowiózł ich do granicy i pożyczył pieniądze na dalszą drogę. Natychmiast po powrocie do Łęcznej Stanisław K. powiadomił o wszystkim policję. – W tej chwili sprawdzamy sprawę na miejscu, ale najprawdopodobniej będziemy musieli nawiązać współpracę z Interpolem. Bez ich pomocy schwytanie sprawców nie będzie możliwe. Na szczęście dysponujemy w miarę dokładnym portretem pamięciowym oszusta – mówi prowadzący dochodzenie oficer KPP w Łęcznej. – Wierzę, że uda nam się dotrzeć do sprawców. Pamiętam, że przed dwoma laty, dzięki wsparciu Interpolu namierzono oszustów, którzy w identyczny sposób nabrali mieszkańca Włodawy.
Na wszelki wypadek skontaktowaliśmy się z policją w Gorzowie Wielkopolskim. – W naszym mieście nie mieszka żaden Jan Nowaczek. Firma „Spokój” też jest lipna – rozwiewa wszelkie wątpliwości podinspektor Wiesław Ciepiela, rzecznik prasowy komendanta wojewódzkiego policji w Gorzowie. – Co więcej, w całym mieście nie ma nawet adresu, który ta firma podała jako własny.
Personalia poszkodowanych zostały zmienione.