Pomagają nieuleczalnie chorym, cierpiącym i umierającym ludziom. Robią to profesjonalnie i z wielkim sercem. Muszą też odpowiadać na bardzo trudne pytania i mieć w sobie siłę, aby pomagać rodzinom po stracie bliskich. Jednak samo zaangażowanie nie wystarczy.
Zgromadzenie Misjonarzy Krwi Chrystusa ma w Polsce pięć domów zakonnych i jedno hospicjum, w Łabuńkach.
Ksiądz Michał Józef Przybysz (ma 36 lat i pochodzi z okolic Stalowej Woli) przybył tutaj, jako kleryk. Odbywał praktyki, pracował, przyglądał się pracy w hospicjum. W 2002 r. został wyświęcony na kapłana w Częstochowie. I wtedy postanowił wrócić do Łabuniek. Od ośmiu lat jest tam dyrektorem.
– To był świadomy wybór – tłumaczy. – Był tutaj po prostu potrzebny drugi ksiądz. To miejsce ma swoją specyfikę. Wiele osób na krawędzi życia porządkuje swoje sprawy duchowe i dzięki temu zbliżają się do Boga.
W hospicjum przebywają nie tylko chrześcijanie i wyznawcy innych religii. Bywają też ateiści. – Przyjmujemy naprawdę wszystkich potrzebujących. Dla nas liczy się człowiek. Każdemu oferujemy pomoc - zapewnia ks. Przybysz.
Co pensjonariusze mogą dać osobom zdrowym? – Dojrzałość, nowe spojrzenie na człowieczeństwo, cierpienie i śmierć – wylicza ks. Przybysz. – Żyjemy w kulturze, w której się o tych sprawach nie mówi. Czy to znaczy, że ich nie ma?
Kilkanaście hektarów miłości bliźniego
Hospicjum działa teraz na terenie kilkunastohektarowego zespołu parkowego. W jego skład wchodzi pałac, kaplica i dwie oficyny. Kompleks jeszcze niedawno był bardzo zaniedbany. Pracownikom hospicjum udało się odnowić jedną z oficyn i założyć tam oddział stacjonarny.
Natomiast w tzw. oficynie wschodniej zadomowiła się kuchnia. Jest tam także aula, w której organizowane są różne spotkania i rekolekcje oraz miejsca noclegowe dla 20 osób.
– Najważniejsi są pacjenci – mówi Tomasz Ryń. – Ich opieka i pobyt u nas są bezpłatne. Pacjenci i ich rodziny nie ponoszą żadnych kosztów z nimi związanych. Staramy się dla nich robić wszystko, co tylko możliwe.
– To prężny ośrodek – dodaje 52-letni pan Włodzimierz, jeden z pacjentów Hospicjum Santa Galla. – Jestem tutaj zalewie kilka dni, ale zdążyłem to już zauważyć. Poznałem też wiele osób tutaj przebywających. To też ważne doświadczenie.
Hospicjum może przyjąć 14 pacjentów. Są to ludzie cierpiący na choroby nowotworowe oraz inne w stanie terminalnym (to ostatni okres życia chorego, w którym badania diagnostyczne i leczenie jest już nieskuteczne).
Pacjenci mieszkają w czteroosobowych, schludnych i dobrze wyposażonych salach. Opiekuje się nimi dniem i nocą zespół złożony z kilkunastu pielęgniarek, dwóch lekarzy, rehabilitanta i dwóch kapłanów.
– Staramy się złagodzić lub wyeliminować ból fizyczny i cierpienia psychiczne – mówi ks. dyrektor Przybysz. – Wsparcie drugiego człowieka jest w takich sytuacjach cenne. Chorzy mogą zawsze na to liczyć.
Średnia wieku pacjentów tej placówki to ok. 65-70 lat. Jednak do placówki trafiają także dzieci. To są szczególnie trudne sytuacje dla pracowników hospicjum.
– Teraz nie mamy dzieci, ale mieliśmy ich czworo – wspomina ks. Przybysz. – Jedno z nich, chłopiec... żyje. Został przywieziony do nas po wypadku. Był pół roku w śpiączce. Ale na szczęście wybudził się z niej.
Wolontariat bywa ponad siły…
Dzisiaj może boimy się bardziej niż kiedyś, więc... wypieramy śmierć ze zbiorowej świadomości. Modna jest młodość i tężyzna fizyczna. Okazywanie żałoby nie zawsze jest dobrze widziane. Podobno są też miejsca, gdzie można "zarazić się” myślą o śmierci i cierpieniu. Do nich należą hospicja.
– Taka konfrontacja jest dla wielu osób trudna – mówi ks. Przybysz. – Jednak stosunek do najtrudniejszych aspektów ludzkiego życia zmienia się. Widać to ostatnio wyraźnie. Mamy np. wielu młodych wolontariuszy, którzy nam pomagają. To cieszy.
Nie jest to jednak takie proste. Pani Małgorzata z Zamościa, miejscowa nauczycielka kilka razy odwiedziła hospicjum. Zastanawiała nad ewentualnym wolontariatem, ale w końcu się nie zdecydowała się na to.
– Mieliśmy jakiś czas temu z mężem kontakt z misjonarzami prowadzącymi to hospicjum – tłumaczy. – To było kilka lat temu. Trochę miałam okazję przyjrzeć się temu w jaki sposób tam pracują. Ich praca jest nieoceniona. Jednak wolontariat tam byłby ponad moje siły...
Zbierają pieniądze i ziemniaki dla chorych
Uczniowie zbierają do puszek pieniądze ostatnio m.in. w zamojskim hipermarkecie "Carrefour” i namawiają do przekazania jednego procenta podatku na rzecz tej placówki. Zbiórki pieniędzy organizowane są też w szkołach.
Natomiast uczniowie ze szkół w Sitnie i Telatynie pomagają placówce w inny sposób. Co roku organizowana jest w tych gminach zbiórka płodów rolnych. Miejscowi gospodarze przekazują je bardzo chętnie.
Tylko w ub. roku udało się zgromadzić w ten sposób kilka ton ziemniaków, buraków, marchwi itd. Dary zostały przekazane hospicjum.
– Ta pomoc jest dla nas bardzo cenna – zapewnia Tomasz Ryń.
Hospicjum przez kilka lat organizowało też w Zamościu akcję "Pola nadziei” (na klombach Zamościa sadzone były żonkile, kwiaty symbolizujące właśnie nadzieję). Ta akcja była organizowana także dzięki pomocy uczniów zamojskich szkół.
Pracownicy hospicjum w Łabuńkach próbuje dotrzeć do mieszkańców Zamościa także w inny sposób. W całym mieście zawieszone są wielkie bilboardy zachęcające do wpłat. Podobne można zobaczyć także w Hrubieszowie, a wcześniej były zawieszone przy najważniejszych ulicach Biłgoraja i Tomaszowa Lub.
– Zwracamy się o pomoc do mieszkańców Zamojszczyzny, bo nasza placówka jest na tym terenie... – mówi ks. Przybysz. – Mamy kontrakt z NFZ. Dzięki niemu pokrywany jest koszt funkcjonowania placówki w 60 do 70 procent. Resztę pieniędzy musimy znaleźć sami.
Ks. Przybysz tłumaczy, że kontrakt obejmuje opiekę nad 11 pacjentami, a w placówce przebywa ich o trzech więcej. To także dzięki wsparciu darczyńców.
– Potrzeby są zresztą jeszcze większe – podkreśla. – Warto byłoby utworzyć jeszcze kilka miejsc w hospicjum. Chodzi o to, żeby osoby nieuleczalnie chore ostatnie chwile przeżyły w godnych warunkach. Tyle możemy dla tych ludzi zrobić.
Przez okno Hospicjum
Budowlę wzmocniono, wymieniono w niej stropy, więźbę dachową i naprawiono m.in. poszycie dachu. Udało się to zrobić m.in. dzięki dotacjom ministerialnym i z tzw. Funduszu Kościelnego.
Pracownicy hospicjum mają nadzieję, że za kilka lat budowlę uda się wyremontować w całości i założyć w niej ośrodek rehabiltacyjno-wypoczynkowy. Chcą także m.in. wyremontować zdewastowaną (jeszcze przez Rosjan) bramę wjazdową, ogrodzić park i wytyczyć w nim alejki, a przy nich ustawić ławki.
Pan Włodzimierz i pani Teresa patrzą na zabytki i park przez okna na korytarzu. Są pacjentami. Ale nie myślą chyba o remontach, czy urodzie starych drzew.
– Cierpię na koksartrozę, czyli zwyrodnienie stawu biodrowego – mówi pan Włodzimierz. – Nie mogę się normalnie poruszać. To nieuleczalne, ale za jakiś czas stąd wyjdę. Mam dwóch synów i mam do kogo wrócić i o kim myśleć.
Pani Teresa przytakuje. Jest spokojna, a na jej twarzy maluje się łagodność.
Pomóż potrzebującym
Jeśli chcesz pomóc hospicjum możesz wpłacić pieniądze na konto: Kredyt Bank S.A O/Zamość nr: 43 1500 1807 1218 0001 4346 0000 lub przekazać jeden procent swojego podatku. Bliższe informacje na ten temat na stronie www.santagalla.pl.