Kasza jaglana powinna pojawić się na stole, bo wtedy będzie w domu pieniędzy pod dostatkiem. Łyżek i widelców lepiej z ręki nie wypuszczać, bo to wróży biedę, a nawet głód. Wigilijnych przesądów przestrzegano w wielu domach.
Pani Stefania mieszkała w latach 50 w maleńkim Żabnie, niedaleko Żółkiewki. Pamięta niezwykłą, tajemniczą atmosferę przedświątecznych przygotowań.
– Obowiązywał ścisły post i wszyscy go przestrzegali – opowiada. – Nikt w Wigilię nie zjadł nawet odrobiny masła, nie wypił mleka. Bo co dobre dla ciała, złe jest dla duszy.
Unikali kobiet
Wszyscy starali się być pogodni. Wierzono, że złość mogła "rozciągnąć” się na cały rok. Młodzież zwracała uwagę na szczekanie psów. Dlaczego? Zapewniano, że z tamtej strony wsi, z której ono dobiega, pojawi się niebawem przyszły mąż lub żona.
Jeśli rankiem jako pierwszego zobaczyło się mężczyznę wróżyło to pomyślność i zdrowie. Kobiet trzeba było unikać. To była zła wróżba. Nie wolno było też pożyczać gospodarskich i kuchennych przedmiotów, bo razem z nimi z domu mogło odejść szczęście.
Płonące drzewka
– Tłumaczono dzieciom, że jak jej zabraknie w domy nie będzie pieniędzy – mówi pani Stefania.
Na choince wieszano ciastka, jabłka i orzechy. Były też świece. Mocowano je na choinkach ostrożnie.
– Służyły do tego bardzo niestabilne uchwyty – wspomina 64-letnia Alicja Gwiazdowska, której rodzina mieszkała w podzamojskim Jarosławcu. – Wystarczyło, że ktoś choinkę trącił już drzewko się paliło! Strażacy mieli pełne ręce roboty, bo ilość pożarów na wsi była zawsze największa właśnie w wigilię!
Wieczerza na stojąco
W niektórych domach jadano na stojąco. W ten sposób wyrażano gotowość pójścia do nowonarodzonego Jezusa, aby mu służyć. Były też ścisłe zasady. Nie wolno było odejść od stołu wigilijnego do końca wieczerzy, bo to zapowiadało chorobę, a nawet śmierć. Łyżek też nie można było z wypuszczać z rąk. To wróżyło głód i biedę.
Zamiast prezentu jabłko
– Po posiłku śpiewano kolędy – mówi pani Alicja. – Dzieci mogły bawić się na słomie. Ale prezentów dla nich nie było. Musiały zadowolić się tylko cukierkami, ciastkami i pieczonymi jabłkami. Gospodarze dzielili się opłatkiem zwierzętami domowymi zwierzętami. Potem szło się na pasterkę.
Pani Stefania uważa, że takich świąt jak przed laty już nie ma. Z rozrzewnieniem wspomina radość z Bożego Narodzenia, rozśpiewanych kolędników ze śmiercią, królem Herodem, Aniołem i Diabłem a nawet smak dawnych potraw. Nawet śnieg dawniej był inny niż dzisiaj.
– Były takie święta, że między chałupami powstawały prawdziwe białe ściany – wspomina pani Stefania. – Trzeba było kopać tunele w śniegu, żeby dojść do kościoła. Teraz wszystko się jakoś zmieniło.