Zamojscy radni uchwalili, że skrzyżowanie u zbiegu ulic Śląskiej, Dzieci Zamojszczyzny i Szczebrzeskiej będzie nosiło nazwę ronda Solidarności. Szkopuł w tym, że to miejsce z rondem ma niewiele wspólnego. Nawet urzędnicy z Ratusza przyznają, że to najzwyklejsze skrzyżowanie.
Nazwa rondo formalnie nie funkcjonuje w przepisach o ruchu drogowym. Jednak zwyczajowo przyjęło się, że określa się w ten sposób skrzyżowania z ruchem okrężnym.
- Są oznakowane za pomocą znaku C-12 z trzema zakrzywionymi strzałkami. Ruch odbywa się dookoła wysepki. Istnieją dwa podstawowe warianty tzw. rond ze znakiem ustąp pierwszeństwa przejazdu lub bez takiego znaku, kiedy pojazd na rondzie musi ustąpić każdemu wjeżdżającemu - wyjaśnia Zbigniew Kubina, dyrektor Wojewódzkiego Ośrodka Ruchu Drogowego w Zamościu.
Tyle teoria. A praktyka? Znaku C-12 przy rondzie Solidarności na pewno nikt nie znajdzie. Są za to znaki "stop” a ruch pojazdów jest raczej prostopadły niż okrężny, czyli odbywa się zupełnie inaczej niż na rondach z prawdziwego zdarzenia.
Tymczasem okazuje się, że dla zamojskich urzędników określanie takich obiektów mianem rond, to nie pierwszyzna. Już od ośmiu lat mamy w mieście rondo Stefana Wyszyńskiego i rondo Honorowych Dawców Krwi. Nazwami tymi opatrzono skrzyżowania jeszcze bardziej kanciaste i pogmatwane niż to u zbiegu Śląskiej, Dzieci Zamojszczyzny i Szczebrzeskiej i podobnie jak ono nieoznaczone znakiem C-12.
A na dodatek zamojscy urzędnicy nie potrafią jasno wytłumaczyć, co właściwie sprawia, że skrzyżowanie można nazwać rondem.
- W grę wchodzi wiele czynników, jak natężenie ruchu, liczba wlotów, znaczenie w układzie komunikacyjnym. To bardzo skomplikowane zagadnienie - dość pokrętnie wyjaśniała nam Anna Muszyńska, dyrektor Zarządu Dróg Grodzkich w Zamościu. •