Zabijał koty, wyprawiał z nich skóry i sprzedawał je po 50 zł ogłaszając się w lokalnej prasie. Dwa miesiące temu ujawniliśmy bulwersujący proceder. Teraz łowca "kocich, świeżych skór” usłyszy prokuratorskie zarzuty.
Mężczyzna oskarżony jest o przestępstwa z art. 77 pkt 3 Ustawy o ochronie zdrowia zwierząt oraz zwalczaniu niektórych chorób zakaźnych zwierząt. Prokurator zarzuca mu, że wprowadził do obrotu i umieścił na rynku wyprawione skóry bez zachowania wymagań weterynaryjnych, oraz że oferował takie skóry do sprzedaży.
Przypomnijmy. "Skóry wyprawione: lisy rude, koty, nutrie i inne”. Ogłoszenie takiej treści znaleźliśmy 19 lutego w Gazecie Reklamowej Powiatu Biłgorajskiego. W rozmowie telefonicznej Ryszard S. zaoferował nam skórki z kotów na futro: "czarne, rude, bure”. Po 50 zł za sztukę. - Świeże mam koty, z własnej hodowli - opowiadał Ryszard S. - Ludzie na krzyż, korzonki i kręgosłup biorą.
Zachwycał się też kocim mięsem, które - jak twierdził - jest bardzo zdrowe i świetnie nadaje się na kiełbasę. Tego samego dnia nasz dziennikarz kupił od Ryszarda S. skórę z rudego kota. Do transakcji doszło w środku dnia w centrum Biłgoraja.
O hodowli kotów "na skórki” natychmiast powiadomiliśmy organizacje obrony zwierząt i policję. - Tyle lat zajmuję się zwierzętami, a z tak wstrząsającym procederem się nie spotkałam - mówiła Halina Kowalska-Pyłka, prezes stowarzyszenia lubelski "Animals”, która razem z nami zgłosiła przestępstwo. Okazało się, że handel kocimi skórami znany jest w Biłgoraju od dawna. Już rok wcześniej burmistrz miasta powiadomił o nim policję. Ale wtedy sprawę umorzono.
Może dlatego mężczyzna (okazało się, że jest emerytowanym milicjantem) i tym razem nic sobie nie robił z postępowania policji. Mówił, że jest myśliwym i może odstrzelać dzikie koty. Mało tego - ponownie ogłosił się w lokalnej gazecie i... jeszcze raz w telefonicznej rozmowie zaoferował do sprzedaży skórę z kota. Mimo że kilka dni wcześniej funkcjonariusze zabezpieczyli w jego mieszkaniu kocie skóry.
Ponownie zawiadomiliśmy policję.
- Grozi mu kara grzywny, ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do roku. Dokonaliśmy zabezpieczenia na jego mieniu na kwotę 7 tys. zł - informuje prokurator Reszczyński.
- Ja wreszcie odetchnęłam - mówi Kowalska-Pyłka. - Jest nadzieja, że w centrum Biłgoraja nie kupimy już skóry zdartej z kota.