Wiosną 2020 r. spółdzielnie i wspólnoty mieszkaniowe prawdopodobnie będą mogły skorzystać z programu „Mój prąd”. Czy taka inwestycja w fotowoltaikę będzie się im opłacać? – Jeśli prawo nie zostanie zmienione, to niekoniecznie – komentuje prezes zamojskiej spółdzielni, która panele na blokach montowała już dziesięć lat temu
W ramach rządowego programu „Mój Prąd” właściciele domów jednorodzinnych mogą otrzymać 5 tys. dofinansowania na budowę instalacji fotowoltaicznej. W ciągu dwóch pierwszych miesięcy zdecydowało się na to ok. 5,5 tys. osób z całej Polski.
Teraz Narodowy Fundusz Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej chce rozszerzyć program także na budynki wielorodzinne. Szczegółów na razie urzędnicy nie zdradzają.
Wstępnie mówi się, że spółdzielnie będą mogły na taką instalację dostać pożyczki oprocentowane na 2 proc. w skali roku i 20-letnim okresem spłaty. Za te pieniądze zbudują instalacje fotowoltaiczne, które zasilą tzw. części wspólne, czyli np. piwnice, korytarze, windy i garaże podziemne.
Szacuje się, że każdy właściciel mieszkania zaoszczędzi w ten sposób ok. 300 zł rocznie. Inwestycja ma się zwrócić po około 7-9 latach.
Czy spółdzielnie mieszkaniowe będą zainteresowane programem? 10 lat temu Spółdzielnia Mieszkaniowa im. Jana Zamoyskiego w Zamościu zamontowała kolektory słoneczny na dachach 24 z 94 zarządzanych przez siebie budynków. Mieszkańcy nie byli zachwyceni, bo choć przy ich budowie skorzystano z 90 proc. dofinansowania, to musieli zapłacić za budowę węzłów cieplnych.
– To oznaczało nawet 140 tys. zł na budynek sfinansowane z funduszu remontowego. Nie spotykało się to z przychylnością – przyznaje prezes spółdzielni Małgorzata Kapłon.
– Dopiero gdy okazało się, że zniwelowano w ten sposób straty na przesyle ciepłej wody, a rachunki się obniżyły, to mieszkańcy byli zadowoleni. Dużo oszczędzają, bo w porównaniu z budynkami, na których instalacji nie ma, za ciepłą wodę użytkową płacą nawet 40 proc. mniej
Gdyby instalacje fotowoltaiczne obniżyły rachunki za prąd właścicieli poszczególnych mieszkań zgoda na ich budowę byłaby także powszechna. To jednak niemożliwe, bo panele na dachach bloków dostarczają energii tylko na tzw. części wspólne.
– Zastanawialiśmy się nad zasadnością takiego rozwiązania. I dochodzimy do wniosku, że jeśli prawo nie zostanie zmienione tak, by korzystali z tego rozwiązania wszyscy mieszkańcy, to nie będzie to opłacalna inwestycja – przyznaje Kapłon.
– Robiliśmy analizę dla czteroklatkowego bloku bez windy. Roczny koszt energii elektrycznej w częściach wspólnych to 1200-1500 zł. Jeden panel to koszt 5-6 tys., a potrzeba ich kilka. Stopa zwrotu takiej inwestycji to kilkanaście lat. Biorąc pod uwagę rachunek ekonomiczny – to się nie opłaca.
Inaczej sytuacja wygląda w budynkach administracji, w którym są np. dodatkowo lokale użytkowe, czy sklepy i jeden licznik energii. W takich miejscach spółdzielnie mogą się o panele pokusić.