Anna Kaleńska siedem lat temu przeprowadziła się w okolice Zamościa z rodzinnego Szczecina. Ogród urządziła tak, aby służył nie tylko ludziom, ale i wszystkim stworzeniom, które do niego zawitają. W efekcie w niewielkiej odległości od domu ma przestrzeń, w której może fotografować zwierzęta.
– Dzięcioły znam od lat, ale Franka dopiero od ubiegłorocznej jesieni. Najpierw go usłyszałam, a po kilku dniach zobaczyłam. Miejsce, na którym się często pojawiał to stary, ogrodowy, drewniany stół. Mój dziadek był stolarzem i miał na imię Franciszek, stąd bez namysłu ten przeuroczy dzięcioł otrzymał imię właśnie po dziadku – opowiada Anna Kaleńska, która na jednego z bohaterów swoich fotografii wybrała właściciela charakterystycznego upierzenia z czerwonymi elementami.
Dzięcioł mieszka wraz z rodziną w starym, orzechowym gaju, który autorka zdjęć ma ogromne szczęście mieć na swojej działce. O orzechach już nie wspominając.
– Franek gustuje głównie w owadach i ich larwach. Orzechy to okazjonalne menu, ale ma tu ich pod dostatkiem i chętnie z nich korzysta. Przy konstrukcji jego dzioba rozłupanie skorupy orzecha włoskiego to betka. Jest przedstawicielem bardzo pożytecznego i pięknego gatunku. Jego ulubionymi miejscami są te, w których można spotkać dużo starych drzew, również tych powalonych i spróchniałych, tak bardzo przecież potrzebnych naturze. Dzięcioły żerują na drzewach, które są opanowane przez korniki, mszyce czy poczwarki. Stołując się w takich miejscach, zapobiegają przedwczesnej śmierci drzew i ograniczają rozprzestrzenianie się pasożytów na kolejne. Prawdziwi leśnicy rozumiejący i kochający Matkę Naturę (mam nadzieję, że jeszcze tacy gdzieś są) często korzystają z takich podpowiedzi, udzielanych przez dzięcioły, które drzewa są chore. Dzięki temu w porę można zapobiec epidemii i masowej wycince – mówi fotografka, która ma nadzieję, że dzięcioły nie spotka los wielu gatunków i nigdy nie będą musiały zostać uznane za gatunek zagrożony.
Swojego bohatera fotografuje przy każdej nadarzającej się okazji.
– Ten przesympatyczny ptak nie jest szczególnie trudny do sfotografowania, trzeba po prostu na niego trafić, bowiem częściej go słychać, niż widać. Mówiąc „słychać”, mam na myśli jego donośny i szybki stukot w drzewo. I dźwięk ten nie zawsze oznacza wydobywanie pokarmu spod kory, ale świadczy też o zaznaczaniu swojego terytorium. Jeśli chodzi o inne dźwięki, to przyznać trzeba, że przy jego krótkich popiskiwaniach do drozda śpiewaka mu bardzo daleko – dodaje Anna Kaleńska, która niezmiennie hołduje zasadzie: fotografując przyrodę, dokumentujmy ją, ale w nią nie ingerujmy. I przyznaje, że pozornie krótki dystans do Franka siedzącego na ogrodowym stole, to po prostu wynik pracy teleobiektywu.
Atrakcyjny model nie odlatuje do ciepłych krajów, jak robi to na przykład krętogłów, inny gatunek dzięcioła. Zimą korzysta z karmników, które właścicielka posesji tworzy dla różnych ptaków. Dokarmianie dzięciołów odbywa się więc przy okazji.
Fotografie Anny Kaleńskiej pokazywaliśmy już na naszych łamach. Autorka zwierzęta i naturę obserwuje praktycznie od najmłodszych lat. Wówczas wspominała, że już jako czterolatka miała pierwszego psa i sadziła pierwsze drzewa przy domku letniskowym dziadków. Bardzo identyfikuje się z naturą. Mówiła, że natura ją po prostu uwzniośla.