Cztery tysiące grzywny i tysiąc złotych nawiązki na rzecz szpitala musi zapłacić sprawca fałszywego alarmu bombowego w Hrubieszowie.
- W "machajcu” jest bomba i ch... - usłyszał w połowie stycznia oficer dyżurny hrubieszowskiej policji.
Była godz. 12.20. Rozmówca szybko się rozłączył, ale policjanci nie zbagatelizowali tego sygnału i udali się do "machajca”, bo tak uczniowie nazywają Zespół Szkół nr 1 przy ul. Zamojskiej, czyli b. Zespół Szkół Mechanicznych. Na miejscu pojawiły się cztery policyjne radiowozy, karetka pogotowia, nie zabrakło straży pożarnej. Rozpoczęła się ewakuacja uczniów i pracowników szkoły, czyli ponad tysiąca osób.
Pirotechnik jeszcze nie zdążył przeczesać całego budynku, a funkcjonariusze mieli już sprawcę fałszywego alarmu, którym okazał się jeden z uczniów. Dziewiętnastolatek dzwonił z telefonu komórkowego kolegi. Stróżom prawa wyjaśnił, że to miał być żart. - Chciałem pomóc kolegom, którzy poprawiali matematykę - wyznał Piotr G.
Uczniowie nie wrócili już tego dnia do szkoły, a sprawcy postawiono zarzut zakłócenia porządku fałszywym alarmem. Wyrok, który zapadł dwa dni temu przed Sądem Grodzkim w Hrubieszowie, nie jest prawomocny. - Ale niech będzie przestrogą dla innych - mówi sierż. Justyna Popek, rzecznik prasowy Komendy Powiatowej Policji w Hrubieszowie.