W wypadku, który wydarzył się w sobotnie południe w Luchowie Dolnym ranni zostali dwaj mieszkańcy Rumii. Jeden z mężczyzn stracił nogę. Karetka jechała do niego przez 40 minut.
Jak doszło do zdarzenia? – Warunki na drodze były nienajlepsze. 39-letni kierowca stracił panowanie nad mercedesem. Auto zjechało z drogi do rowu i uderzyło w betonowy przepust – opowiada Milena Galarda, rzeczniczka policji w Biłgoraju.
Kierowca został ciężko ranny. Stracił lewą nogę. Doznał też urazu głowy. Pomoc wezwał jego 26-letni pasażer, który był mniej poważnie ranny.
Na miejsce jako pierwsi dotarli policjanci. – Czekali na przyjazd karetki pogotowia, ale to się przeciągało – opowiada Galarda. – Dlatego sami udzielili poszkodowanym pomocy przedmedycznej i powstrzymali krwotok u starszego z mężczyzn.
Co na to pogotowie? Jego szef w Biłgoraju odpiera zarzuty. – To nieprawda, że nasza karetka dotarła na miejsce dopiero po 40 minutach – przekonuje Gabriel Raszka, kierownik d.s lecznictwa rejonowej stacji pogotowia w Biłgoraju. – Pierwsza, która musiała dojechać do Luchowa z oddalonej o ponad 20 kilometrów Łukowej była na miejscu już w 18 minut od przyjęcia zgłoszenia. Druga, którą wysłaliśmy już z Biłgoraja, a skierowana była do drugiego z poszkodowanych rzeczywiście była tam później. Ale lekarz dotarł na miejsce w tej pierwszej.
Raszka nie ma pojęcia skąd wzięły się te nieścisłości. Nie obawia się jednak odpowiedzialności. – Jeżeli do naszej pracy są jakiekolwiek zastrzeżenia, nie widzę przeszkód, by sprawą zajęła się prokuratur. Mamy nagrania rozmów, wszystko zostało zarejestrowane. Jesteśmy gotowi wyjaśnić wszystko przed sądem – mówi lekarz.
Obaj poszkodowani trafili do biłgorajskiego szpitala. Ich życiu nic nie zagraża. – Pacjenci są w stanie dobrym – mówi nam jeden z biłgorajskich chirurgów.